
Dochodowe Studio Graficzne
Cześć Dziewczyno! Zapraszamy Cię do wysłuchania podcastu Dochodowe Studio Graficzne, w którym znajdziesz inspirację, wiedzę i motywację do tego, by budować studio graficzne swoich marzeń. O wzlotach i upadkach własnego biznesu kreatywnego opowiemy Ci my, Karla i Ania, czyli graficzki, założycielki studio SHABLON, strateżki komunikacji, edukatorki i twórczynie jedynego w Polsce kursu o prowadzeniu własnej działalności graficznej. W każdym odcinku podcastu czekają na Ciebie wskazówki, jak działać w zrównoważony sposób w biznesie kreatywnym, by czerpać ze swojej pracy maksimum satysfakcji, omijać pułapki w komunikacji z klientami i nie dać się złapać wypaleniu zawodowemu. Bo jesteśmy przekonane, że zasługujesz na biznes, które daje Ci siłę, byś mogła robić to, co kochasz najbardziej, na markę, która przyciąga wymarzonych klientów i na współprace, które przynoszą Ci autentyczną radość i głębokie poczucie spełnienia. Złap kubek kawy lub kieliszek orzeźwiającego prosecco i dołącz do nas w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. A w międzyczasie koniecznie wpadnij na naszego bloga dla graficzek.
Dochodowe Studio Graficzne
#2.06 Wolność twórcza a specjalizacja, czyli jak zawęzić ofertę graficzną? – Rozmowa z Joanną Nocoń z Akuratnie Studio
Wyślij do nas wiadomość, zadaj pytanie
Czy specjalizacja w branży graficznej to ograniczenie czy klucz do wolności? W tym odcinku rozmawiamy z Joanną Nocoń z Akuratnie Studio, która odważnie postawiła na kolaż jako swoją główną technikę twórczą. Odkryjesz, jak świadome zawężenie oferty może paradoksalnie otworzyć drzwi do bardziej satysfakcjonujących projektów i lepszych klientów.
Joanna dzieli się swoją drogą od pracy w agencji reklamowej, gdzie "robiła wszystko", do stworzenia rozpoznawalnej marki osobistej opartej na kolażu. Dowiesz się, jak przełamać strach przed specjalizacją, jak budować portfolio, które przyciąga właściwych klientów, oraz jak odnaleźć równowagę między sztuką a projektowaniem użytkowym.
Linki z odcinka:
- Profil Akuratnie Studio na Instagramie,
- Tutaj możesz zobaczyć kolaże, które Joanna stworzyła dla marki Anwen,
- Dziewczyńska Grupa Graficzna na Facebooku,
- Odcinek #20, w którym rozmawiamy o trójpolówce i zmęczeniu pracą z klientami.
Udostępnij ten odcinek koleżance, która wciąż szuka swojej specjalizacji! ❤️
Twórcza wolność a specjalizacja - rozmowa z Joanną Nocoń z Akuratnie studio
K | A: Witamy Was w nowym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. Z tej strony Karla i Ania. Dzisiaj widzimy się również z naszą koleżanką i siostrą po fachu – Joanną z Akuratnie Studio. Asia jest graficzką, która wybrała absolutnie własną ścieżkę i posklejała ją po swojemu. Zaraz zobaczycie, dlaczego to jest sprytne słowo w tym kontekście.
Asia specjalizuje się w kolażu, tworzy ilustracje, identyfikacje i projekty graficzne oparte w dużej mierze właśnie o tę technikę. Za jej estetyką stoi konkretna decyzja. Chce robić rzeczy po swojemu i nie musi być dla wszystkich. Właśnie dlatego porozmawiamy dzisiaj z Asią o specjalizacji w zawodzie graficzki. To jest coś, czego wiele z nas się boi i nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Mamy nadzieję, że Asia opowie o odwadze do zawężania oferty, a także o szukaniu balansu między sztuką a projektowaniem użytkowym.
J: Dzień dobry, bardzo mi miło. Dziękuję za zaproszenie. Czuję się wyróżniona. Piękne przedstawienie i bardzo trafne użycie słowa posklejanie.
K | A: Tak myślałyśmy, że będzie dobrze pasowało. Bo sztuka kolażu – pewnie nie musimy o tym mówić, skoro słuchają nas graficzki – to tak naprawdę sztuka dopasowywania elementów pozornie do siebie niepasujących. Tak można również określić tworzenie w naszej branży. To jest często łatanie, sklejanie, montowanie czegoś z niczego. Kolaż może być też inspiracją do tego, jak działać w branży.
Ale zanim przejdziemy do samego kolażu, czy mogłabyś powiedzieć pokrótce, jak na dziś wygląda Twoja działalność zawodowa? Ile lat jesteś w branży i z jakimi klientami pracujesz obecnie?
Z agencji do wolności: droga do własnej pracowni
J: Bardzo chętnie. Od pięciu lat pracuję jako freelancer i tworzę swoją markę osobistą – Akuratnie Studio. Tam prezentuję swoje prace z portfolio brandingowego, jak również ilustracje kolażowe, z których chyba najbardziej można mnie poznać. Wcześniej pracowałam w agencjach reklamowych około 11-12 lat, więc background jest. Można powiedzieć, że zazwyczaj projektowanie zajmowało moją głowę. Na ten moment wypracowałam sobie pewną technikę pracy z klientami, a także swoich ilustracji kolażowych i tym właśnie zajmuję się na co dzień. Jeżeli chodzi o pracę na dzisiaj, to za chwilę, jak skończymy rozmowę, będę wysyłać jedną z ilustracji do akceptacji dla klientki, dla studia projektowego. Klientki, która również ukochała sobie technikę kolażu i będzie miała ochotę ją mieć w swojej netyfikacji.
K | A: O, super! Fajnie, że powiedziałaś o tym, że inni specjaliści i graficy też są Twoimi klientami. Bo prawdopodobnie, kiedy pracujesz z kolażem, nie tworzysz brandingu, tylko sam kolaż, i tak naprawdę te prace są Twoim signature. To są prace, które mogą być zamawiane jako ilustracje do artykułów, do gazet, a czasem też używane w kampaniach reklamowych jako key visual. Czy dobrze trafiamy?
J: Zdecydowanie dobrze trafiacie. Moją dzisiejszą pracą są banery internetowe, wydawnictwa. Mam też za sobą projektowanie książek z ilustracjami kolażowymi. Niejednokrotnie są to okładki. Są to również ilustracje do magazynów, ale też na produkty. Moja ostatnia praca to przepiękna seria kart motywacyjnych, które mówią przez ilustrację. A ta ilustracja świetnie tam pasuje, ponieważ mamy do zwizualizowania pewne hasła, które pasują do tej pojemności kolażu i możemy przez nie mówić wieloma metaforami.
K | A: Super. A powiedz, nad czym teraz pracujesz i jakie projekty w ostatnim czasie najbardziej Cię wciągnęły? Bo to chyba też jest tak, że każdy sezon i każdy rok są trochę inne, trafiają się różne zlecenia. Czy ostatnio pracowałaś nad czymś, co szczególnie Cię wciągnęło w ten projektowy świat?
Pierwsze zlecenie, czyli start wolności twórczej
J: Muszę teraz ładnie to ująć – skoro moi klienci słuchają – że każdy projekt mnie wciąga. Mam wrażenie, że jeżeli lubi się to, co się robi, i robi się to z wyboru, to każdy projekt ma w sobie dużo więcej plusów niż minusów. Wiadomo, że minusy też się zdarzają – często na różnych poziomach: czy to komunikacyjnym, czy estetycznym. Ale jeżeli mam wspomnieć kilka takich milowych projektów, to zdecydowanie będą to te pierwsze – od klientów, którzy dali mi szansę na rozwój i rozbieg. Na początku we freelansie, czyli jakieś pięć lat temu, kolaż dopiero zaczynał pojawiać się „na salonach” i było widać, że ludzie jeszcze nie do końca wiedzieli, z czym to się je. Dzisiaj oczywiście jest już trochę łatwiej poprzez social media zaprezentować swoją technikę.
Ale wydaje mi się, że te pierwsze projekty były takim kamieniem milowym, które pozwoliły mi się rozpędzić. To byli też ludzie, którzy dali mi nadzieję w tym, że to, co robię, jest ekstra i docelowo można to sprzedać jako produkt. Ale mam też poczucie, że nowe projekty, jak chociażby ta wspomniana współpraca z biurem projektowym, to spotkania, z których zawsze coś wynoszę – nie tylko na gruncie ilustracyjnym, ale też brandingowym. Bo każde zlecenie uczy mnie czegoś nowego i rozwija moje kompetencje.
K | A: Wyłapałyśmy ciekawy motyw – mówiłaś, że robisz projekty z wyboru, a potem pojawił się też wątek klientów, którzy zaufali Ci na początku i popchnęli Cię w stronę ścieżki, którą już wstępnie wybrałaś. Czy to znaczy, że pójście w kolaż było od początku świadomym wyborem? Że ta estetyka zawsze gdzieś Ci towarzyszyła, miałaś do niej sentyment i naturalnie weszłaś na tę ścieżkę? A może był to bardziej przypadek, na przykład klient powiedział: To jest fajne, ten kolaż mi się podoba, zrób tego więcej. Jak to u Ciebie wyglądało?
J: Wydaje mi się, że z mojej opowieści można wyłuskać takie pół na pół – trochę świadomości, a trochę chęci zaprezentowania czegoś innego. Bo jednak w pracy w agencji reklamowej nie zawsze robi się projekty, które dają satysfakcję albo mieszczą się w Twojej estetyce. Ja akurat miałam to szczęście, że pracowałam w bardzo dużych agencjach reklamowych, gdzie ci klienci byli ogromni. Często nie udało się w ogóle spotkać z wyobrażeniem klienta i wyobrażeniem projektanta graficznego w jednym punkcie tak, żeby dojść do jakiegoś konsensusu. Myślę, że nie jest tajemnicą, że to klient ostatecznie decyduje, jaki kształt przyjmie dana kampania. Zawodowo byłam wtedy chyba w takim momencie życia, kiedy czułam już lekkie zmęczenie – tym, że to nie zawsze był mój wybór, że byłam trochę kierowana ręką klienta. Stwierdziłam, że muszę mieć jakąś alternatywę.
Zaczęłam tworzyć do szuflady pierwsze ilustracje. Muszę przyznać, że na początku branding też nie do końca mnie przyciągał, nie czułam, że chcę się w niego zaangażować na 100%. Kolaż objawił mi się trochę jako takie „odsapnięcie” od projektów etatowych – jak wspomniałam, głównie do szuflady. A kiedy przyszła pandemia i okazało się, że w agencji, w której pracowałam, nastąpiła redukcja etatów, zostałam trochę zmuszona do tego, żeby te projekty pokazać. Na początku wydawało mi się, że Instagram będzie stricte moim portfolio – że wrzucę tam ilustracje, swoją interpretację rzeczywistości, pokażę spektrum umiejętności. Do czasu, aż przyszło pierwsze zapytanie o zlecenie. Myślę, że to właśnie był ten kamień milowy, o którym wspomniałam wcześniej. Taki „klik”, który pozwolił mi poczuć, że to może być dobry kierunek i może to jest coś atrakcyjnego dla ludzi.
K | A: Czyli tak naprawdę to pierwsze zapytanie o kolaż było początkiem świadomej specjalizacji w stronę kolażu i ilustracji kolażowych. To był ten moment, kiedy powiedziałaś sobie: Okej, eksploruję to już bardziej świadomie – nie tylko do szuflady. To też jest fajna myśl – że nawet jeśli na co dzień tworzymy coś, co wydaje się, że nigdzie nie trafi, to wcale nie znaczy, że te projekty są skreślone albo że nie mają racji bytu. One wciąż mogą wypłynąć.
J: Zdecydowanie. Wydaje mi się, że social media w ogóle zmieniły zasady gry. Dla młodych artystów, dla projektantów graficznych, dla ludzi, którzy tworzą coś z kreatywnością i jest to ich świadomy wybór. Jeżeli mamy odwagę, żeby pokazać swoją kreatywność na social mediach – bo wiadomo, że jest też ciemna strona całej tej zabawy – to myślę, że warto to robić. Bo jednak, jak na moim przykładzie, nigdy nie wiadomo, kiedy przyjdzie to pierwsze zlecenie i ta prośba o ilustrację w technice kolażu. Jeszcze pamiętam, że ten klient napisał, że chce, żebym to ja coś zaproponowała, bo on nie ma żadnych wyobrażeń na ten temat. Chciał zobaczyć, co siedzi w mojej głowie – i to było ostatecznie bardzo uskrzydlające.
K | A: Właśnie, jak się poczułaś w tym momencie, kiedy dostałaś pierwszą prośbę o stworzenie takiej ilustracji i klient poprosił, żebyś to Ty przejęła stery nad tym projektem? Pewnie to była miła odmiana, prawda?
J: Zdecydowanie to była miła odmiana, ale też bardzo lękowa. Skoro przez x lat – w moim przypadku prawie 12 – współpracowałam z zespołem i klientem, bardzo ściśle trzymając się jego wytycznych, to co teraz miałam zrobić?
K | A: Nagle zostałaś sama, a każda decyzja należy do Ciebie. Z jednej strony to super, ale z drugiej strony jest presja i siła przyzwyczajenia.
J: Presja, siła przyzwyczajenia, a także odpowiedzialność, którą biorę na swoje barki za ten projekt. Bo każdym swoim projektem chciałabym się pochwalić. Chciałabym, żeby wyszedł na światło dzienne jak najlepiej i chcę dać z siebie dużo. Dlatego też finalnie moja praca i moje zaangażowanie jest również takie drenujące. Myślę, że właśnie ta odpowiedzialność na początku mnie przygniotła. Pomyślałam: Fajnie, że dał mi wolną rękę, ale przecież nigdy wcześniej tego nie miałam do końca.
K | A: Czasami tak jest, że przychodzi do nas coś, czujemy, że może z tego wyjść coś fajnego, i nie chcemy tego wypuścić z rąk, bo może wyjść naprawdę wspaniale. Czujemy wtedy taką ekscytację gdzieś w środku. To jest stres, ale taki mobilizujący do działania – do podjęcia się projektu i sprawdzenia, dokąd nas to zaprowadzi. Czasem okazuje się, że kilka lat później jesteś w zupełnie innym miejscu ze swoim biznesem. To pierwsze zlecenie sprawiło, że się rozpędziłaś, weszłaś na jakąś ścieżkę, podejmowałaś kolejne decyzje, przyjmowałaś kolejne zlecenia, a Twoja kariera rozwinęła się właśnie w kierunku kolażu. Jak dzisiaj na to patrzysz? Jak dzisiaj odbierasz swoje zlecenia, patrząc wstecz – tak jak mówiłaś – na te 5 lat, tak?
J: Tak, jeśli chodzi o działalność freelancerską, to 5 lat. Możecie zauważyć, że wspominam tutaj głównie o pierwszym zleceniu – nie wyciągam projektów z połowy drogi, bo właśnie ono było dla mnie bardzo znaczące. Dzisiaj mam dużo pokory w tym, co robię, i myślę, że dlatego wciąż o nim pamiętam. Było dla mnie ważne. Dało mi motor napędowy do późniejszych działań – do większej odwagi i do skrócenia oferty. Bo jako grafik, projektant graficzny, a później art na etacie, robiłam właściwie wszystko: projekty graficzne, animacje, koncepty, a nawet przez chwilę byłam w zespole, który projektował wystawy muzealne.
Spektrum było ogromne – i trochę tak wygląda też praca na freelansie. Tych zadań często tylko przybywa, nawet biorąc pod uwagę sam kontakt z klientem. Jeśli nie delegujesz części obowiązków, to jesteś w tym procesie od początku do końca: przyjmujesz na klatę poprawki i je realizujesz, doprowadzasz koncept do końca. Z perspektywy czasu, porównując pracę na etacie i freelance, mogę powiedzieć, że dziś dużo łatwiej jest mi skrócić swoją ofertę – to spektrum rzeczy, którymi mogłabym się zajmować. Bo umiem je robić, ale świadomie wybieram, żeby ich nie realizować. Bo: a) nie mam czasu, b) chcę skupić się np. na pracy koncepcyjnej. Trochę sezonowo zajmuję się też kwiatami, co daje mi chwilę odpoczynku, a jednak wciąż pozostaje w obszarze kreatywności. Wiele różnych rzeczy składa się na to, że moja oferta i inkluzywność są dziś krótsze, a nie dłuższe.
Kolaż jako technika pełna znaczeń i metafor
K | A: Fajnie powiedziałaś, że wiele rzeczy potrafisz robić, ale świadomie wybierasz ich nie robić. To jest bardzo trudny moment dla wielu projektantów i projektantek, bo mamy świadomość, że coś potrafimy, a czasem wręcz pojawia się taka myśl, że to chyba jest od nas oczekiwane. Że powinniśmy umieć robić wszystko: tę technikę, ten materiał, w digitalu, w druku – wszystko naraz. Tylko że finalnie nie do końca czuć, że robimy to z misją. Nie do końca czuć w tym nas samych – to, co chcemy powiedzieć. I właśnie u Ciebie kolaż jawił się jako taka technika, która pozwala wyrazić bardzo wiele. Powiedziałaś wcześniej, że jest pojemna – że ma ogromny potencjał do wyrażania rzeczy bardzo różnorodnych.
Czy Twoim zdaniem właśnie to jest główną zaletą kolażu i dlatego zdecydowałaś się na tę technikę? Czy są może inne aspekty tworzenia kolaży, które Cię osobiście pociągają i sprawiają, że właśnie na to się zdecydowałaś?
J: W 100% się zgadzam w kontekście kolażu. Dopóki nie zajęłam się na poważnie ilustracjami oraz zagadnieniami, z którymi moi klienci się do mnie zgłaszają – po konkretną ilustrację – to nie miałam świadomości, ile można w kolażu umieścić metafor, elementów, opowieści o danej branży. Finalnie moim zadaniem jest stworzenie historii – często na podstawie zaledwie kilku informacji od klienta – o tym, jak ma zostać przedstawiona: konkretna branża, konkretny projekt albo na przykład ilustracja do artykułu. Dostaję jakieś zawężone pole informacyjne w temacie powstania tej ilustracji i tutaj działa kreatywność, a także świadome wyszukiwanie elementów. Do momentu, kiedy nie zaczęłam z dużą świadomością eksplorować tej techniki, nie miałam pojęcia, ile tematów i historii można pomieścić w jednej ilustracji. I myślę, że to właśnie jest główna zaleta tej techniki – że klienci mogą w niej zobaczyć swoją historię, albo nawet kilka różnych historii.
Czasami jest tak, że kolaż nie jest powiedziany wprost, więc daje duże pole do interpretacji. Myślę, że właśnie dlatego to jest tak ciekawe, finalnie i dla mnie, po stronie projektującej daną ilustrację, ponieważ po fakcie mogę zobaczyć, ile rzeczy i ile znaczeń udało się w niej umieścić. Czasami, uwaga, po prostu działam intuicyjnie i dopiero po feedbacku od klienta i jego spojrzeniu na dany kolaż czy ilustrację, sama zauważam te znaczenia później. To jest bardzo ciekawy proces. I myślę, że właśnie to mnie tak urzekło w tej technice.
K | A: Karla też czasem myśli o kolażu jak o grze Dixit, gdzie jedna ilustracja może być zinterpretowana na różne sposoby. A jednocześnie tam wcale nie musi być dużo elementów. Kolaż nie musi zawierać 70 różnych symboli. Czasami wystarczy dosłownie kilka ciekawie dobranych detali, które mogą poprowadzić interpretację w jedną albo w drugą stronę. I to zawsze bardzo Karli się podobało. Pamięta też, jak miały jeden projekt, kiedy realizowały kolaż. To była marka związana z psychoterapią i właśnie wtedy bardzo mocno ją uderzyło, ile można tam zmieścić treści, które każda osoba może dopasować do swojej indywidualnej sytuacji, mimo że mówimy o czymś bardziej ogólnym. I takie dopasowanie przez pryzmat czyichś osobistych doświadczeń jest właściwie niemożliwe w innych technikach, gdzie wszystko jest bardziej łopatologiczne.
Kolaż jest wielowymiarowy. Może pokazać jedno zagadnienie z różnych stron. A kiedy tworzymy jeden konkretny znak graficzny, to pole manewru jest dużo bardziej ograniczone. Więc pewnie są takie branże, które bardziej korzystają na tej wieloznaczności kolażu, jak chociażby psychoterapeuci, prawda?
J: Dokładnie.
K | A: Czy masz jakieś inne przykłady branż, które dobrze oswoiły kolaż i z powodzeniem się nim posługują?
J: Teraz, na przykład, mój ostatni projekt dla wspomnianej wcześniej projektantki wnętrz, to też była ekstra zabawa. Zabawa oparta nie tyle na znaczeniach, ile na szukaniu odpowiednich faktur, ciekawych patternów. I z tego również powstał bardzo fajny projekt. Myślę, że branża kulinarna zdecydowanie może czerpać elementy z owoców i warzyw, które zawsze wyglądają pięknie. Przypominam sobie jeden ze swoich projektów dla dietetyczki — była to książka z ilustracjami właśnie w klimacie kulinarno-dietetycznym. Myślę też o branżach zapachowych, kosmetycznych, beauty – tutaj ująć wiele znaczeń związanych z kobiecym ciałem, z wysoką estetyką. Nawet wyobrażam sobie kolaż dla branży technicznej.
K | A: OTOMOTO też by dało radę, co?
J: Na spokojnie.
K | A: Ale w pierwszej kolejności, gdy Ania myśli o kolażu, przychodzą jej do głowy branże mocno osadzone na zmysłach. Przecież gastronomia to przede wszystkim zapachy i tekstury. Wspomniałaś też o branży beauty – to są opakowania pięknych kremów, zapachy. To głównie takie branże kojarzą się z kolażem. Ale tak jak mówisz, branże techniczne również jak najbardziej – one przez zaskoczenie, przez nowość, mogą sobie bardzo dobrze poradzić.
J: Jeśli chodzi o branżę motoryzacyjną, to mam już za sobą projekt dla Volvo.
K | A: No proszę!
J: Potrzebowali projektów do jednego ze swoich salonów. Okazało się, że kolaż nie musi być twardy, motoryzacyjny, taki stalowy – miał różne znaczenia, był dość eteryczny. Myślę więc, że ta technika fajnie tam „siadła”. A w kontekście beauty mam jeszcze na świeżo ostatni, bardzo duży projekt dla polskiej marki Anwen, która tworzy kosmetyki do włosów.
K | A: Można zobaczyć grafiki związane z tym na Twoim profilu na Instagramie, prawda?
J: Tak, powstała cała seria – notabene dla bardzo pięknej akcji – ponieważ influencerki opowiadały o tym, w jaki sposób były piętnowane przez swoje różne problemy włosowe. Oczywiście Anwen przychodzi tu z odpowiedzią na konkretny problem. Uważam też, że seria wyszła wyśmienicie, a grafiki wyglądają naprawdę pięknie. I tutaj muszę jeszcze powiedzieć i podziękować właścicielce marki, bo właściwie dała mi zupełnie wolną rękę, co było naprawdę ekstra.
K | A: To się dzieje wtedy, gdy w Twojej pracy graficznej widać kunszt artystyczny. Bo kolaż sam w sobie nie jest typowym projektem graficznym – nie można go tak do końca nazwać. Nie jest całkowicie użytkowy. Wydaje się, że w kolażu jest naprawdę dużo artyzmu. Artyzmu widzianego przez pryzmat Ciebie jako twórcy. Nasz kolaż będzie wyglądał zupełnie inaczej niż Twój, bo mamy inną wizję artystyczną.
J: I to jest w tej technice też bardzo piękne, bo ja generalnie uważam, że kolaż czy wszelakie kreatywne aktywności, może wykonywać każdy. Nie ma czegoś takiego w moim świecie jak talent. Myślę, że duża część to umiejętność obsługi programów oraz umiejętność patrzenia na świat i jego obserwowania. Stąd też właśnie mnóstwo takich inspiracji naokoło w moich ilustracjach. Z drugiej strony wydaje mi się, że kolaż wykorzystywany np. w terapeutycznych zajęciach, czyli na psychoterapii lub terapii rozwijającej się przez manualne prace, to okazja, by sięgnąć po kolaż analogowy, czyli stricte wycinanie z gazet. Uważam, że to może robić każdy. Więc to jest też świetny aspekt całej tej kolażowej zabawy – naprawdę nie musisz mieć umiejętności projektowania ani doświadczenia, żeby móc przelać swoje odczucia czy inspiracje na kartkę albo do programu. Myślę, że to jest dużą przewagą nad innymi technikami.
K | A: Jeżeli dobrze pamiętamy, organizowałaś nawet warsztaty kolażu, na które można było przyjść i zapoznać się z techniką. To był wtedy kolaż analogowy, prawda?
J: Dokładnie. Wraz z hotelami PURO organizowaliśmy eventy, na które mógł przyjść właściwie każdy z ulicy i zapoznać się z tą techniką. Prawda jest taka, że dziewczyny – bo w większości były to kobiety – które przychodziły na te warsztaty, na początku mówiły: Nigdy nic nie narysowałam. Kreatywność jest mi obca. Nie wiem, jak to się robi. Ja odpowiadałam: Dobrze. Trust the process. Po czterech godzinach okazywało się, że wychodziły z przepięknymi pracami, które bardzo odzwierciedlały ich, a także ich wnętrze. To naprawdę ciekawe, co można znaleźć w tych gazetach i wykleić na siebie.
K | A: Każdy zwraca uwagę na coś innego. Gdybyśmy teraz, we trzy, usiadły i każda z nas wzięłaby ten sam numer jakiegoś magazynu, mając za zadanie wybrać pięć głównych elementów do kolażu, to jesteśmy przekonane, że każda z nas wybrałaby coś zupełnie innego.
J: Totalnie. I tym sposobem dochodzimy do kolejnego super aspektu, jeśli chodzi o kolaż, czyli właśnie tej wolności. Nawet mając ograniczony zbiór elementów, można stworzyć coś zupełnie innego. Sam proces też jest ciekawy. To tak jak wspomniałaś wcześniej, Karla, o grze Dixit – jedna karta, a ile ludzi przy stole, tyle interpretacji.
K | A: Aż zaczynają nas paluszki świerzbić! Mamy za plecami cały stos kobiecych gazet. Zbieramy je, bo nigdy nie wiadomo, kiedy się przydadzą. Do artystycznego wyżycia wystarczy przysiąść, złapać za nożyczki i klej.
Proces twórczy jako medytacja
K | A: A Ty częściej sięgasz po narzędzia cyfrowe. Co właściwie jest potrzebne, żeby zrobić kolaż cyfrowy?
J: Myślę, że chęci. Ale tak naprawdę, kolaż cyfrowy to już ten etap, na którym trzeba znać podstawowe pojęcia związane z obsługą programu graficznego. Ja od lat pracuję w pakiecie Adobe i muszę przyznać, że nie szukam alternatyw. Kolaże, które niektóre dziewczyny tworzą w Canvie, są mi trochę obce, więc mogę wypowiedzieć się tylko z perspektywy projektanta z pakietu Adobe. Tutaj naprawdę wystarczą podstawowe umiejętności i mówiąc „podstawowe”, mam na myśli naprawdę podstawowe. Nie potrzeba żadnych wielkich czarów. Same wiecie, że nie ma tu jakichś bardzo skomplikowanych rzeczy.
K | A: Raczej to kwestia cierpliwości. Trzeba mieć dużo cierpliwości do wycinania elementów.
J: Tak, ale powiem Wam szczerze, że traktuję to jako medytację. To jest mój czas. Kiedyś na stories wrzuciłam proces wycinania i pewna dziewczyna napisała mi: Ale po co Ty to w ogóle tak robisz tym narzędziem? Przecież teraz są narzędzia AI, możesz sobie to wrzucić i wyciąć. Odpowiedziałam jej: Właśnie dlatego to robię – żeby się zrelaksować. Kocham ten proces. I być może nazwiecie mnie oldschoolową, ale po prostu lubię te „węzełki”, kocham to wycinać. Wydaje mi się też, że mam wtedy dużo większą kontrolę nad tym, ile mogę odciąć. Więc tak, podstawowe umiejętności są potrzebne. Ale mam też wrażenie, że każdy je w sobie ma, czyli umiejętność obserwacji świata i tę wewnętrzną potrzebę opowiedzenia o jakimś konkretnym temacie czy problemie, który mamy do rozwiązania w świecie projektowym.
K | A: To bardzo fajne, co powiedziałaś o tym, że masz większą kontrolę, że to jest taka medytacja. Czyli jest w tym ten artyzm. To nie jest taśmociąg, tylko przemyślana i przeżyta w jakiś sposób koncepcja. I jako artystka działasz właśnie w tej strefie kolażu.
Zawężenie oferty a wolność działania
K | A: Ale czy nie bałaś się, że to w jakiś sposób Cię uwięzi? Bo jako artyści lubimy wolność. Czy nie pomyślałaś w pewnym momencie: Okej, ale jeśli ja się zamknę w tym kolażu, to już naprawdę będzie złota klatka? Złota – bo fajnie, jest zainteresowanie, ale co dalej? Ktoś mógłby pomyśleć, że ten kolaż to pewnego rodzaju zaszufladkowanie.
J: I miałby w stu procentach rację, bo każdy jest inny. Patrząc na moje doświadczenia związane z pracą etatową, ja wręcz miałam taką potrzebę. I tutaj wkraczają już indywidualne odczucia i historia każdego z nas. Ale oczywiście, zwłaszcza na początku, miałam takie przemyślenia, że kolaż nie jest jeszcze tematem szczególnie popularnym. I muszę przyznać, że do dziś nadal nie jest. Trzeba sobie od razu powiedzieć, że wykonywanie ilustracji w tej konkretnej technice wiąże się z pewnym problemem – choć może to nie do końca dobre słowo. Chodzi o to, że nie da się wcześniej przygotować szkicu i pokazać go klientowi. Można jedynie opowiedzieć pomysł najlepiej, jak się potrafi. A wielu klientów po drugiej stronie chciałoby jednak zobaczyć coś jeszcze przed efektem finalnym.
To jest taka technika, w której trudno zrobić próbkę.
Wydaje mi się, że przynajmniej z doświadczeń, jakie mam za sobą, ta ilustracja jest finałem. Mogę oczywiście naszkicować coś i opowiedzieć coś, ale to jest dużo bardziej skomplikowana sprawa podczas procesu projektowego. Dokonuję szukania zdjęć do każdej konkretnej ilustracji, pod każdym tematem. Może się okazać, że w ogóle nie pójdę w stronę pierwotnego szkicu. Tylko jak to potem wytłumaczyć klientowi, który bardzo przywiązał się do tej pierwszej wizji?
K | A: W odcinku, w którym rozmawiałyśmy z Magdą Chołaścińską, która zajmuje się ilustracjami, miałyśmy podobny wniosek. Magda również wspominała, że nie udostępnia próbek klientom w trakcie procesu kreatywnego właśnie dlatego, że ten proces przebiega różnie. Czasami okazuje się, że coś, co powstało na początku, na końcu wygląda zupełnie inaczej, bo przechodzi po drodze jeszcze transformacje. A klient, gdy zobaczy wczesny efekt, może się do niego przyzwyczaić, spodoba mu się, a potem będzie zawiedziony, że już tego nie ma. Trudno się wtedy dziwić klientowi.
J: Tak, i to jest jeden aspekt. Ale drugi, który też wynika z mojego doświadczenia, jest taki, że jeżeli udostępnimy coś w trakcie procesu kreatywnego, to nawet za namową klienta może to zmienić bieg historii. Może się okazać, że to, co klient nam opowiedział lub spisał w briefie, wcale nie było tym, czego oczekiwał. A w trakcie tworzenia kolażu, w ferworze kreatywności, zmiana drogi nie sprzyja. To właściwie trochę jak rozpoczynanie od nowa. Myślę, że w brandingu, jak i w innych dziedzinach, można też tego doświadczyć. Po to zgłaszasz się do projektanta graficznego, oglądając jego portfolio i rozmawiając z nim – bo ja zawsze na początku odbywam taką niezobowiązującą rozmowę przy wirtualnej kawce – aby wyciągnąć jakiś wniosek. Dzięki mojemu doświadczeniu potrafię wtedy stwierdzić, czy to również jest mój vibe. Finalnie jesteśmy dwiema drużynami, które chcą dla projektu jak najlepiej.
K | A: A zdarza Ci się, że po takiej rozmowie nie dochodzi do współpracy? Kiedy to Ty podejmujesz decyzję, że jednak to nie jest dla Ciebie i rezygnujesz z tego zlecenia?
J: Chciałabym mieć więcej asertywności. Ja też zdaję sobie sprawę, że prowadzenie działalności na freelance to koszty. Trzeba żyć, każdy ma swoje potrzeby, kredyty i tak dalej. Ale z drugiej strony stoi satysfakcja z projektu, dobry vibe między klientem a projektantem oraz to, że naprawdę chcemy dowieźć ten projekt w jak najlepszym stanie. Często też mam takie poczucie, że chciałabym być z niego naprawdę dumna. Nie zawsze się to oczywiście zdarza, ale jest kilka momentów, które sobie teraz przypominam, w których mogłam powiedzieć, że już na pierwszym spotkaniu czułam pewne rzeczy, które mogłyby być red flagami. Dzisiaj mogę powiedzieć, że takie momenty na tym pierwszym spotkaniu się zdarzały, ale oczywiście każdy projektant i projektantka z różnych powodów przyjmują lub odrzucają te zlecenia. Na końcu jesteśmy ludźmi i potrzebujemy spełnić swoje potrzeby, również finansowe.
K | A: Zgadzamy się. Czasami z perspektywy czasu patrzy się inaczej nawet na pewne już zrealizowane współprace – wtedy byłam w takim miejscu, że musiałam podjąć tę decyzję, ale dziś, ileś tam lat później, gdy biznes się rozrósł, te zlecenia wyglądają trochę inaczej. Gdyby to zlecenie przyszło teraz, moja decyzja mogłaby być zupełnie inna. I to też jest okej. A z drugiej strony, dzięki tamtej decyzji nadal jestem tutaj.
I też pamiętam, dlaczego podjęłam tę decyzję. A dziś mogę wyciągnąć wniosek, dlaczego nie weszłabym teraz na tę drogę.
Dokładnie. I dzisiaj mam możliwość nie wejścia w tę drogę. A kiedyś musiałam to zrobić i mogę sobie podziękować za to, że się udało, że doprowadziłam projekt do końca. Ale właśnie decyzja o podjęciu współpracy, nie zawsze jest zero-jedynkowa. Naprawdę dużo rzeczy wchodzi w grę. Kontakt z klientem jest ważny. To, czy zlecenie jest dla nas i czy nam siedzi, również. Jednak czasami może być tak, że podejmujemy tę odważną decyzję mimo tego, że coś nas na początku stresuje. Z pewnością jest to w takiej sytuacji niewygodne.
J: Każda z nas kiedyś zaczynała. Spektrum tych decyzji na początku zdecydowanie różni się od tych w środku, w przedbiegach i tych na końcu. To też są ważne lekcje zwłaszcza dla dziewczyn dopiero zaczynających. Każdy ma jakąś drogę. Ja mogę Wam dzisiaj powiedzieć: Nie bierzcie tego klienta, bo widzę red flagi, ale ktoś może się zdecydować i powiedzieć, Dobra, wezmę i zobaczę, co z tego będzie. Może się okazać, że miałam rację, a może się okazać, że ktoś się dopasował do tego projektu i wyszły fajne rzeczy.
K | A: Nie wszystko jest czarno-białe. Chciałybyśmy jeszcze poruszyć aspekt mówienia „tak” lub „nie”. Już od pewnego czasu, gdy wchodzimy na Twój Instagram, widzimy konsekwentną narrację związaną z kolażami. Czy to, że w ten sposób pokazujesz swoje prace i kładziesz nacisk na swoją specjalizację, sprawia, że rzadziej mówisz „nie” albo że musisz mówić „nie”? Czy dzięki temu łatwiej trafiasz do osób, które faktycznie przychodzą stricte po kolaż i po Twoją wizję? Mamy wrażenie, że kiedy zapada decyzja o specjalizacji, wiele elementów wskakuje na swoje miejsce i robi się trochę łatwiej, pojawia się większa klarowność.
J: Zdecydowanie można tak to potraktować. I tak – moja narracja na profilu jest świadomą komunikacją, zapoznaniem z tym, co robię i jak to robię. Po tylu latach wypracowałam sobie pewien zbiór zasad dotyczących sposobu mojej pracy i myślę, że ta konsekwencja oraz asertywność finalnie przynoszą efekty, które można zobaczyć na profilu. Konsekwentne pokazywanie stylu pracy i tego, z jakimi klientami się współpracuje, to też ważna informacja, bo na przykład mogłabym komunikować na profilu, że pracuję tylko z branżą beauty lub z markami technicznymi. To automatycznie daje informację klientowi, czy jako projektant jestem tym zainteresowana. Musimy też powiedzieć wprost, że jeszcze kilka lat temu projektant był osobą, która musiała zrobić wszystko – tak jak ja na etacie – i nie mogła powiedzieć „nie”. Dzisiaj social media i konsekwentne budowanie własnej marki dają nam, projektantom, możliwość wyboru – z którą branżą, którym klientem i jaką estetyką chcemy się spotkać.
K | A: To pewnie taki problem, z którym wiele z nas się mierzy. Tak jak słuchaczki tego podcastu piszą do nas i z ich wiadomości często można wyczytać, że marzą o pracy w swoim stylu, ale jednak jeszcze trochę jedną nogą są w podejściu: robię wszystko dla wszystkich. Powiedziałaś, że kiedyś tak było, że projektant był od wszystkiego. Sądzimy jednak, że nadal istnieją obszary i środowiska, gdzie projektant jest od wszystkiego. I właśnie dlatego boimy się pójść w stronę własnego stylu, techniki czy specjalizacji. Właśnie to sprawia, że żyjemy w takiej dychotomii.
Jakie rady dałabyś osobie, która jest jedną nogą tu, drugą tam i czuje, że chciałaby ruszyć ze swoim, ale jednak się boi? Bo robienie wszystkiego dla wszystkich daje poczucie bezpieczeństwa.
J: Bezpieczne na tej zasadzie, że co miesiąc możesz się rozliczyć i jest to jakaś, być może satysfakcjonująca dla Ciebie, kwota. Ale trzeba sobie powiedzieć, ile czasu spędzasz nad tym, ile Twoich nerwów to generuje. Bo jeżeli jesteś od wszystkiego i wiele spraw musisz zaopiekować, a boisz się oddelegować jakieś zadanie, to automatycznie wszystko jest na twojej głowie. To jest sfera graficzna, a jeśli jesteś jeszcze freelancerką lub freelancerem i nie delegujesz tych zadań – nie masz nikogo do obsługi klienta, nikogo do sporządzenia umowy, nikogo, kto poprosiłby o feedback, o poprawki, kto zaopiekuje się całością relacji projektant–klient – to jest tego bardzo dużo. Myślę, że czasami nie bez powodu mówi się, że praca kreatywna to może 30-40% bycia freelancerem. Reszta to papierologia, rozmowy z klientem, siedzenie kilka godzin nad wypełnianiem briefu. Jest więc sporo rzeczy, które zajmują czas działalności freelancerskiej, nawet bez tego, że jeszcze robisz wszystko: projektujesz banery, strony internetowe, animacje, a gdy klient chce ilustrację, to ją też zrobisz, bo np. to stały klient.
Jak nie robić wszystkiego dla wszystkich?
K | A: Nie chcemy go zawieść, bo to stały klient. Wszystkie takie pobudki są zrozumiałe. Jednak czasami dochodzimy do momentu, gdy trzeba wytyczyć granicę, ponieważ nie da się eksploatować swoich zasobów wciąż na tak wysokich obrotach.
J: Jeszcze za dnia jesteśmy na przykład mamami, siostrami, ciociami i próbujemy dostać się do tej mitycznej krainy balansu. A potem okazuje się, że nie masz już czasu na książkę albo na swój własny rozwój i edukację, mimo że czujesz, że chciałabyś się rozwijać w jakiejś konkretnej dziedzinie, bo coś Cię zajawiło.
K | A: Tworzy się wtedy takie błędne koło. Nie masz czasu, żeby pójść w tamtą stronę, więc w nią nie idziesz – i zostajesz w tym „komfortowym” miejscu. „Komfortowym” w cudzysłowie, bo czasem te pieniądze niby się zgadzają, ale jednocześnie jest ten szklany sufit, którego nie da się jakimś cudem przebić. Tam już nic więcej się nie wyciśnie. A tymczasem gdzieś obok jest ten obszar, którym mogłybyśmy się zająć. Te prace z szuflady mogłyby ujrzeć światło dzienne i stać się takim rozpoznawalnym elementem naszej twórczości. Tak jak u Ciebie kolaże się nim stały.
Własny styl to nie luksus - to droga do równowagi
J: Dokładnie. I dziewczynom, które boją się albo myślą od dłuższego czasu o tym, żeby trochę zawęzić swoje pole działań, mogę tylko odpowiedzieć na własnym przykładzie. Zadziało się to tak, że usiadłam i porozmawiałam ze sobą szczerze – o co mi właściwie chodzi w tym wszystkim. Czy ja się boję porzucić te wszystkie rzeczy, bo, za przeproszeniem, chcę dalej żyć w tej kulturze zapierdolu, żeby nie musieć zająć się swoim życiem prywatnym? Czy może to wynika z tego, że widzę dużą konkurencję w tej technice, w której chcę coś robić, i mam poczucie, że muszę być lepsza? Albo czuję, że nie starczy dla mnie przysłowiowego kawałka tortu? Albo na przykład jestem wychowana w domu, gdzie wszystko musiało być perfekcyjne, na tip-top – więc wolę nie zaczynać w ogóle, wolę się nie zawężać. Bo to przyniesie kolejne konsekwencje tego, że chcę być najlepsza i robić najlepsze rzeczy, co nigdy się nie wydarzy, nawet biorąc pod uwagę to, z jakimi klientami pracujemy i ciągłą zmienność.
To wszystko może wynikać z rzeczy bardziej powierzchownych – jak strach czy konkurencja – albo z tych głębszych, które siedzą w nas od lat i których sobie nawet nie uświadamiamy. W moim przypadku bardzo pomogła mi moja terapeutka. To ona pomogła mi odgrzebać te rzeczy i uwolnić kreatywność. Bo przez te połacie strachu, niedocenienia – ona gdzieś tam była zagłuszona. Trzeba było wziąć łopatę i ją odkopać. A te kolaże i ta ilustracja regularnie mi w tym pomagały.
K | A: Czyli poniekąd stały się Twoją własną terapią. Jak wspominałyśmy wcześniej, że kolaż może być narzędziem terapeutycznym, tak w Twoim przypadku zadziałał jeszcze inaczej – stał się kluczem do rozwinięcia skrzydeł, na co naprawdę miło się patrzy. To od razu widać w Twoich pracach – że jest ten pierwiastek radości z tworzenia. To jest też taka technika, która może być odpowiedzią dla osób czujących się trochę stłamszonymi przez tę, jak to pięknie ujęłaś, „kulturę zapierdolu”. Przez to, że żyjemy w ramach, które często są bardzo sztywne i mamy poczucie, że musimy się w nie jakoś wpisać.
Jeżeli macie ochotę – a zachęcamy Was do tego bardzo serdecznie – żeby obejrzeć prace Asi na jej profilu, to oczywiście link znajdziecie w opisie dzisiejszego odcinka.
Asiu, powiedz jeszcze, gdzie można Cię znaleźć i jak nawiązać z Tobą współpracę?
J: Głównie przez Instagram. To jest teraz moje top miejsce, gdzie na co dzień pokazuję swoją pracę i trochę też życie. Muszę szczerze przyznać – przed sobą i przed Wami – że Instagram w pewnym sensie znormalizował dla mnie to, jak wyglądam, jak żyję, i dodał mi odwagi w pokazywaniu swojej autentyczności. Właśnie tam możecie podejrzeć kawałki tego, co robię na co dzień. I tam też możecie do mnie pisać – poprosić o radę, zamówić ilustrację albo identyfikację wizualną. Tam Was kieruję i czekam na Wasze wiadomości.
K | A: Dziękujemy Ci bardzo. Chciałybyśmy naprawdę podziękować za wszystko, co powiedziałaś wcześniej. Bardzo wybrzmiała w naszej rozmowie taka myśl z początku – że to wcale nie jest kwestia talentu, tylko pracy, konsekwencji, wiary w siebie i w to, że naprawdę jesteśmy w stanie to zrobić. Czasami potrzebujemy wsparcia, tak jak powiedziałaś, żeby poradzić sobie i fajnie funkcjonować na tym rynku. Potrzebujemy przerobić pewne przekonania, które gdzieś w nas siedzą, zupełnie nieuświadomione. Często działamy według nich każdego dnia, nie zdając sobie z tego sprawy. A kiedy uda się je zostawić za sobą, nagle okazuje się, że wolność i swoboda działania pojawiają się na nowo.
Odwaga i kolektywność, czyli wsparcie w świecie projektowym
J: To wszystko jest do zrobienia, tylko rzeczywiście potrzeba pracy, nauki programów, konsekwencji. Praca nad sobą to nie jest łatwa robota. Ale jeszcze na koniec chciałam Wam powiedzieć, że mimo mojego codziennego czarnowidztwa, widzę pewne pozytywne tendencje – szczególnie jeśli chodzi o mówienie głośno o tym całym zgiełku pracy graficznej. Dziewczyny jednak kumulują się w różne kolektywy, jak np. Dziewczyńska pomoc graficzna, która była wspomniana w rozmowie z Basią z Krzyżówki.
K | A: Której jesteś współpomysłodawczynią, prawda?
J: Tak, założyłyśmy ją wspólnie. I świetnie to popłynęło. Nawet dziś nie jestem w stanie powiedzieć, ile dokładnie jest tam dziewczyn, ale patrzyłyśmy z zachwytem, jak rosną te liczby, ile jest potrzebujących dziewczyn. Właśnie tam znalazły bezpieczną przestrzeń, w której mogły zadać pytanie, opowiedzieć swoją historię, porozmawiać z bardziej doświadczonymi osobami, które być może borykały się z podobnymi problemami. Dlatego widzę światełko w tunelu. Coraz częściej mówi się o tym, że praca grafika, projektanta, artysty, jest też skomplikowaną pracą. To nie jest tak, że kreatywność działa jak włącznik światła – włączasz i jest. Żeby powstało coś naprawdę kreatywnego, potrzeba wielu czynników zewnętrznych. Jest jeszcze wspomniana wcześniej mityczna „Kraina Balansu”, rozwój, odpoczynek i poukładanie mnóstwa klocków, żeby tę działalność prowadzić. Potrzeba też odwagi, żeby wyjść ze swoimi pracami do świata – zwłaszcza dziś, kiedy social media rządzą się swoimi prawami i jest tam sporo hejtu. Mnie, finalnie, to ominęło. Mam swoje przemyślenia, dlaczego tak się stało. Ale świat jest brutalny i okrutny, szczególnie dla ludzi, którzy są bardzo wrażliwi.
K | A: Nam się regularnie obrywa pod reklamami. Powoli się na to uodparniamy, ale zawsze trafi się przynajmniej jeden komentarz, który ma nas urazić. I wtedy siadamy, czytamy go na spokojnie i zastanawiamy się, jak na to odpowiedzieć. Bo z racjonalnego punktu widzenia wiemy, że to pewnie ktoś, kto po prostu wylewa gdzieś swoje frustracje. Ale w tej pierwszej chwili, kiedy czytasz taki komentarz, myślisz sobie: No serio?
J: Mam jeszcze jedną refleksję do tego – ja nie miałabym czasu, żeby chodzić po kontach, zwłaszcza projektowych czy graficznych, nie mając w ogóle wiedzy na ten temat. Bo nie sądzę, żeby to był inny projektant i żeby była to konstruktywna krytyka. To najczęściej zwykłe rzucanie czegoś na prawo i lewo. Mój czas jest na to zbyt cenny, choć dopiero teraz naprawdę rozumiem jego wartość.
K | A: Dojrzałość zapukała do drzwi.
J: Na tyle dojrzałość, że stwierdziłam, że być może warto rozszerzyć swoje kreatywne horyzonty i spróbować też innych rzeczy. Nie muszę się kurczowo trzymać tylko jednego. Ale to przychodzi z czasem.
K | A: Poszłaś w tak zwaną trójpolówkę biznesu. Nie będziemy teraz tłumaczyć, czym dokładnie jest – zapraszamy na nasz profil, gdzie szerzymy tę koncepcję. To właśnie takie kreatywne spełnianie się w różnych obszarach finalnie daje efekt synergii i napędza nas, a także rozwija kolejne gałęzie działalności.
J: I trochę odciąża plecy.
K | A: Tak, zamyka to zakładki w głowie. Będziemy zachęcać, żeby wysyłać ten odcinek koleżankom, graficzkom, które wciąż szukają swojej specjalizacji, myślą o niszowaniu się, zawężaniu pola działania. Asiu, bardzo Ci dziękujemy. Naprawdę super przesłanie i mnóstwo mądrości. Takiej dojrzałej mądrości, która może szczególnie wesprzeć na początku drogi. Dzięki!
J: Zdecydowanie. Bardzo Wam dziękuję. Jest mi przemiło, że mogłam z Wami znowu pogadać.
K | A: Ściskamy bardzo serdecznie. Do usłyszenia, do zobaczenia!
J: Cześć!