Dochodowe Studio Graficzne

#2.12 - Jak budować biznes online i zachować równowagę - rozmowa z Eweliną Muc

Karla i Ania | SHABLON Season 2 Episode 12

Wyślij do nas wiadomość, zadaj pytanie

Czy można prowadzić dochodowy biznes online pracując mniej i zachowując spokój wewnętrzny?

Jeśli chcesz sprawniej i mądrzej pracować w swoim studio graficznym? Dołącz do naszego newslettera dla graficzek i webdesignerek.

W dzisiejszym odcinku podcastu rozmawiamy z Eweliną Muc - edukatorką, twórczynią kursów online i specjalistką od Wordpressa, która od lat pomaga innym budować własne miejsca w sieci. Ewelina dzieli się swoją transformacją biznesową od przepracowania i wypalenia zawodowego do zrównoważonego modelu pracy, gdzie pracuje zaledwie 15-20 godzin tygodniowo. 

Napisz do nas tutaj:
Instagram
Linkedin Ani
Linkedin Karli 

Email: helou@shablon.pl

Z tego odcinka dowiesz się, jak skutecznie włączyć produkty cyfrowe do swojej oferty, dlaczego strona na WordPressie nadal ma sens oraz jak budować biznes dopasowany do swojej osobowości. Ewelina obala mity dotyczące "pasywnego dochodu" i pokazuje, jak znaleźć równowagę prowadząc biznes online.

Linki, o których wspominamy w odcinku:

Biznes online bez presji – rozmowa z Eweliną Muc

K | A: Witajcie w kolejnym odcinku podcastu Dochodowe Studio Graficzne. Z tej strony Karla i Ania. Dziś do rozmowy zaprosiłyśmy osobę, którą już od dawna podziwiamy za spokój, klarowność i konsekwencję w działaniu. Naszą gościnią dzisiaj jest Ewelina Muc. Witamy cię serdecznie. 

E: Cześć Karlo, cześć Aniu. 

K | A: Ewelina jest edukatorką, twórczynią kursów online i specjalistką od WordPressa — z tego obszaru ją znamy. Od lat pomaga innym budować własne miejsca w sieci — zarówno od strony technicznej, jak i w uporządkowaniu całego procesu mentalnie i biznesowo. Dzisiaj porozmawiamy o tym, jak wygląda codzienna praca naszej gościni, jak Ewelina tworzy produkty cyfrowe, jak uczy ludzi WordPressa i dlaczego to narzędzie wciąż świetnie się sprawdza, mimo różnej opinii w internecie. Jeśli czujesz, że chcesz tworzyć w sieci, ale nie wiesz, od czego zacząć — ten odcinek jest dla Ciebie. Jeśli już działasz, lecz brakuje Ci struktury, spokoju czy planu — Ewelina będzie świetną inspiracją. Czy dobrze Cię przedstawiłyśmy?

E: Tak, bardzo dobrze. Pozostałe kwestie zapewne pojawią się w trakcie rozmowy. 

K | A: Czasami określasz siebie mianem „dinozaura biznesu online”. Czy mogłabyś wyjaśnić, dlaczego tak uważasz i skąd wzięło się to określenie? 

E: Od ponad dziesięciu lat, a obecnie już jedenasty rok, obserwuję zmiany w świecie biznesu online. Dzięki temu patrzę na nie z innej perspektywy niż osoby początkujące. Rozumiem komunikaty marketingowe i wiem, z czego wynikają. Wchodząc na stronę internetową czy oglądając reklamę, potrafię wywnioskować, jaki model biznesowy stosuje dana osoba. Nie patrzę już z punktu widzenia kogoś zagubionego, lecz raczej stratega, który przeszedł wiele kryzysów i wyciągnął z nich lekcje. Absolutnie nie jestem omnipotentna, nadal miewam różne zagwozdki, ale wiele lekcji mam już odrobionych. Podejrzewam, że podobnie jest także u Was — po 12 latach pracy pewne drogi mamy już wydeptane, choć nadal pojawiają się nowe wyzwania. Dlatego czasem czuję się jak „dinozaur”, zwłaszcza w porównaniu z osobami, które dopiero rozpoczynają swoją drogę. 

K | A: Pamiętamy początki, gdy tworzyłyśmy swoją pierwszą stronę na WordPressie — chyba wtedy natrafiłyśmy na Twoje działania. Czy to prawda, że byłaś założycielką społeczności Girls Who WordPress?

E: Tak, to prawda — ja założyłam tę społeczność. To był początek mojej drogi. Dużo zawdzięczam Agacie Dudkowskiej, która stworzyła przestrzeń sprzyjającą twórczemu myśleniu i wspieraniu, zamiast krytykowania. Już wcześniej zajmowałam się tworzeniem stron internetowych, a na grupach facebookowych dzieliłam się poradami. Być może stamtąd ktoś skojarzył moje nazwisko. Potem założyłam bloga oraz grupę, co było naturalnym rozwinięciem tej działalności. 

K | A: To rzeczywiście mogło być wtedy. Minęło już sporo lat, a Twoja droga jednak nie była jednolita — nie zatrzymałaś się na WordPressie, chociaż wciąż się nim zajmujesz, prawda? 

E: Tak, część mojego biznesu nadal opiera się na WordPressie, ale przeszłam transformację w stronę edukacji i zaczęłam uczyć innych, jak tworzyć biznes online — na przykład jak wprowadzić swój pierwszy produkt cyfrowy do oferty. Nie zawsze musi to być całkowite przejście na działalność online — często chodzi o rozszerzenie oferty o kurs, e-book czy webinar. 

K | A: Czyli Twój biznes przeszedł na przestrzeni lat sporą zmianę i obrał nieco inny kierunek?

E: Tak, zdecydowanie. 

K | A: To bardzo ciekawe, zwłaszcza dla osób takich jak graficzki. Mogą rozważać dodanie produktu cyfrowego do swojej działalności — nie po to, by całkowicie się przebranżowić, ale by zdywersyfikować źródło przychodu. Twój przykład pokazuje, że nie trzeba rzucać się na głęboką wodę od razu. 

E: Dokładnie — ważne, by działać według planu i struktury, które pomagają uniknąć chaosu. 

Spokój zamiast spiny – jak wygląda codzienność w uporządkowanym biznesie?

K | A: Czy mogłabyś podzielić się swoimi metodami pracy — tymi swoimi strukturami, które stosujesz, by uporządkować proces wprowadzania produktu online do swojej oferty? Innymi słowy — jak zrobić to rozsądnie?

E: Zawsze staram się pokazać szerszy plan — główne kamienie milowe — aby wskazać, że pracy będzie sporo, ale istnieje też punkt dojścia. Nie chodzi o rewolucję, czyli całkowite przejście na biznes online. Warto zastanowić się, co już potrafimy i jak to przełożyć na produkt cyfrowy i format. Każdy może wybrać formę odpowiednią dla siebie — nie każdy będzie chciał zrobić kursy online. Część będzie wolała e-book, część będzie wolała webinary, a może nawet ich połączenie. Drugim krokiem jest znalezienie mentora, któremu zaufamy i który będzie nam podpowiadał. W obszarze biznesu online dostępnych jest bardzo wiele informacji i metod, a poszczególni mentorzy czy nauczyciele różnią się zarówno podejściem, jak i osobowością, dlatego warto dobrać sobie mentora, nauczyciela, nauczycielkę w taki sposób, aby istniała zgodność nie tylko w zakresie wartości, ale także temperamentu — na przykład pomiędzy osobowością bardziej ekstrawertyczną a introwertyczną.

Introwertyczka w świecie online – jak dopasować model działania do siebie?

E: Z czasem zrozumiałam, że jeśli introwertyk uczy się od ekstrawertyka, może to prowadzić do trudności, ponieważ ekstrawertyk inaczej buduje lejek sprzedażowy, w inny sposób konstruuje produkt i w taki sposób przekazuje swoje metody. Natomiast osoba spokojniejsza, która kładzie nacisk na etyczny marketing i relacje oparte na szacunku, będzie uczyć inaczej. Z tego powodu dobrze jest dopasować nauczyciela na wielu poziomach — dzięki temu będzie on w stanie przedstawić nam kolejne etapy działania i główne punkty rozwoju. Warto mieć to na uwadze, zwłaszcza że obecnie wybór w tym zakresie jest naprawdę szeroki. 

K | A: Rzeczywiście — jeśli nie ma odpowiedniego dopasowania, to efekt pracy może być inny, niż się spodziewamy. Przykładowo — osoba introwertyczna, która stara się postępować zgodnie z metodami ekstrawertycznego mentora, może odczuwać, że mimo wysiłku nie osiąga oczekiwanych rezultatów.

E: Owszem. Czasem nawet nie dochodzi do realizacji wszystkich kroków, bo przytłoczenie jest zbyt duże. W efekcie pojawia się zniechęcenie — myśl: „Nie dam rady, przytłacza mnie to, nie jestem w stanie publikować na Instagramie, Facebooku czy Tik toku”. Dlatego tak istotne jest, by dopasować sposób pracy i nauki do siebie. To jeden z wniosków, do których doszłam po latach doświadczeń oraz nauki, jeszcze w czasach, gdy większość materiałów pochodziła od amerykańskich twórców. Ich podejście wynika z tamtejszej kultury, silnie nastawionej na ekspresję, otwartość i działanie w duchu ekstrawersji. Dostosowanie się do tego, mając zupełnie inną osobowość, bywa bardzo trudne. Łatwo wtedy dojść do błędnego wniosku, że pomysł na biznes jest zły, podczas gdy w rzeczywistości to nie pomysł jest problemem, lecz niewłaściwa droga jego realizacji. 

K | A: Zgadza się. Ostatnio w Twojej reklamie pojawiło się to sformułowanie: “jeżeli jesteś osobą spokojniejszą”. To od razu nakłada pewien filtr na odbiorców — pokazuje, że kierujesz swój przekaz do określonego typu osób. To taka nisza, ale ujęta z innej perspektywy — można powiedzieć nisza osobowościowa

E: Zdecydowałam się na to świadomie, choć miałam świadomość pewnego ryzyka. Zauważyłam jednak, że najlepiej współpracuje mi się właśnie z osobami o spokojniejszym usposobieniu. Kiedy klient do mnie trafia, to jest już ten moment, w którym zapoznał się z moimi treściami — odwiedził stronę, przeczytał komunikaty, może wysłuchał podcastu. Sam ten etap stanowi już filtr — osoby, które podzielają moje wartości, zostają, a te, którym nie odpowiada mój sposób działania, po prostu nie podejmują współpracy. Dlatego postanowiłam już na początku, mówiąc językiem marketingowym – na etapie lejka sprzedażowego – jasno komunikować, do kogo kieruję swoją ofertę. Dzięki temu trafiam do osób, z którymi naprawdę dobrze mi się współpracuje. Uważam też, że bycie introwertykiem czy osobą spokojniejszą wcale nie wyklucza skuteczności.

K | A: Zdecydowanie się z tym zgadzamy. Takie osoby często działają w innym tempie, ale właśnie to własne tempo jest najważniejsze. Kiedy próbujemy dopasować się do rytmu, który nie jest nasz, prędzej czy później dochodzi do przeciążenia. Dochodzi do sytuacji, w której się wyczerpujemy i blokujemy, aż w końcu musimy się zatrzymać. 

Dla Ciebie jako edukatorki, tak jak i dla nas, najcenniejsze jest, to kiedy uczestnicy nie rezygnują w połowie pod wpływem nadmiaru obowiązków, ale mają poczucie, że program jest dostosowany do ich możliwości. Wtedy naprawdę czują, że ten „parasol ochronny”, który roztaczasz nad nimi działa.

Od wypalenia do świadomego biznesu – przebudowa firmy po swojemu

K | A: Jak wygląda to u Ciebie — jako twórczyni i edukatorki? Jak utrzymujesz porządek w swojej pracy, żeby sama nie poczuć się przytłoczona? 

E: To jest bardzo dobre pytanie. Często sama się nad tym zastanawiam, bo mój sposób pracy na przestrzeni lat mocno się zmienił. Nie wiem nawet, czy można nazwać to rutyną, ale rzeczywiście lubię mieć w swojej pracy elementy powtarzalne. Dzięki temu nie muszę za każdym razem „wymyślać koła na nowo”. Mam strategicznie zaplanowane najważniejsze lejki sprzedażowe, co daje mi poczucie stabilności. Codziennie rano zastanawiam się, czy jestem w stanie efektywnie pracować, czy potrzebuję dnia wolnego. To duży komfort, który bardzo doceniam, bo długo na to pracowałam. Jeszcze 5 lat temu wyglądało to zupełnie inaczej — pracowałam po 12 godzin dziennie, aż doprowadziło mnie to do wypalenia zawodowego i epizodu depresyjnego. Mówię o tym otwarcie, bo to był moment, w którym musiałam zawalczyć o siebie. Od tamtego czasu — mniej więcej od 2021 roku — wiele zmieniła. Przebudowałam firmę, sposób działania i podejścia do pracy. Myślałam nawet, czy mogłabym pracować dla kogoś innego, ale szybko zrozumiałam, że potrzebuje pełnej autonomii. Tak wynika z moich predyspozycji i wszystkich testów, które wykonywałam — niezależność dla mnie to podstawa.  

Obecnie dokładnie analizuję sytuację w firmie i dbam o to, by nie wkradł się chaos — kontroluję kluczowe wskaźniki i procesy. Jeśli wszystko przebiega zgodnie z planem, mogę skupić na tym, co najważniejsze. Staram się też dbać o równowagę psychiczną — właściwy odpoczynek jest dla mnie równie ważny jak praca. Pracuję znacznie mniej godzin niż kiedyś, ale wynika to z tego, że mam uporządkowany system działania — wiem, co, kiedy i w jaki sposób realizuję. Tego samego uczę moich klientów — jak wprowadzać strukturę i porządek, by uniknąć chaosu. Sprzedaż to jedno, ale równie istotne jest to, co się dzieje później — obsługa klientów i realizacja obietnicy złożonej w ofercie. Często, zwłaszcza my, kobiety, mamy tendencję do dawania zbyt wiele — z potrzeby zaangażowania i troski. W pewnym momencie musiałam nauczyć się rozróżniać, czy każde „dawanie” jest dobre i autentyczne, czy nie przekracza moich granic. Po 10-12 latach pracy i doświadczeń wiem, że równowaga między pomaganiem innym a dbaniem o siebie to klucz do utrzymania zdrowego, stabilnego biznesu.

K | A: Łatwo jest przyjąć rolę poświęcania się. W pewnych okresach konieczne jest zwiększenie zaangażowania, na przykład w tygodniu, gdy kończy się sprzedaż i wprowadza nowych uczestników do programu. Ważne jest jednak, aby takie zwiększone obciążenie miało określony czas trwania i granicę, po której następuje powrót do optymalnego poziomu aktywności. Brak takiej granicy prowadzi do poczucia ciągłego poświęcania się, co ostatecznie wyczerpuje zasoby. Zjawisko to można uznać za uniwersalną cechę w prowadzeniu biznesu – niezależnie od tego, czy jest to biznes online, czy tradycyjny usługowy. Pierwsza część działalności, obejmująca działania sprzedażowe i marketingowe, utrzymuje firmę w świadomości klientów, podczas gdy druga część to realizacja projektów. Jeśli w firmie panuje chaos, łatwo jest poczuć się przytłoczonym liczbą zadań i nie wiedzieć, które są priorytetowe. Porządek w firmie jest istotny niezależnie od jej charakteru – zarówno w biznesie online, jak i w działalności usługowej. Nawet jeśli początkowo wydaje się, że firma składa się tylko z jednej osoby i wszystko można ogarnąć „na bieżąco”, mózg nie jest w stanie przechować wszystkich informacji i potrzebuje jasnej struktury, aby nie tracić kluczowych danych i decyzji. Na tym tle pojawia się pytanie o optymalną liczbę godzin pracy dziennie – Ewelina, ile mniej więcej tak godzin dziennie pracujesz? 

E: Od czerwca spisuję sobie organizację pracy i pracuję tak między 15 a 20 godzin tygodniowo. W przypadku większych wydarzeń w mojej działalności, takich jak trzydniowe rozruchy, liczba godzin wzrasta do około 30 tygodniowo, ponieważ wymagają one ode mnie większego zaangażowania. Trzeba jednak zaznaczyć, że taki tryb pracy jest możliwy dzięki wcześniejszemu uporządkowaniu procesów. Tworzenie nowych, większych produktów wiąże się z koniecznością poświęcenia więcej czasu, natomiast przy regularnej działalności obowiązuje ustalony przedział czasowy. Na początku prowadzenia biznesu pracuje się zwykle więcej, ponieważ jest więcej do nauczenia, wdrożenia i rozstrzygnięcia licznych pytań. Nie traktuję tego jako sposób na popisywanie się — jest to raczej efekt świadomych decyzji, np. rezygnacji z niektórych projektów, aby utrzymać równowagę między pracą a odpoczynkiem.

K | A: To jest właśnie kwestia świadomości. Słusznie i bardzo dobrze, że mówisz o tym w sposób tak transparentny, ponieważ to niezwykle istotne, aby w ten sposób przedstawiać realia funkcjonowania biznesu online. Na początku trzeba samodzielnie wypracować swoją ścieżkę, aby dojść do określonego poziomu. Dopiero po jego osiągnięciu można pozwolić sobie na redukcję liczby godzin pracy. Obecnie bardzo często słyszymy przekazy sugerujące, że można niemalże z dnia na dzień osiągnąć ogromne zyski z tzw. dochodu pasywnego. Wiele osób rozpoczynających działalność w biznesie online ma przez to fałszywe przekonanie i zniekształcony obraz rzeczywistego nakładu pracy, jaki jest niezbędny, by osiągnąć sukces.

E: A także jakie mogą być pierwsze przychody. 

K | A: Właśnie. Po uwzględnieniu kosztów i swojego czasu pracy okazuje się bowiem, że nie jest to uniwersalne rozwiązanie na wszystkie problemy finansowe. 

Biznes solo czy zespół? Jak wybrać model, który nas nie przytłacza

K | A: Czy masz również zespół, który Cię wspiera? 

E: Nie mam już zespołu. Podjęłam decyzję — i właściwie pierwszy raz o tym mówię publicznie — dla mnie to było zbyt obciążające. Miałam znakomity zespół, współpracowałam z fantastycznymi dziewczynami, ale po 5 latach takie pracy poczułam, że to dla mnie za dużo. Z jakiegoś powodu byłam stale zmęczona, mimo że miałam ogromne zaufanie do zespołu. To nie była kwestia ludzi, lecz moja wewnętrzna potrzeba zmiany. Przez długi czas dojrzewałam do tej decyzji i stopniowo zaczęłam rozstawać się z dziewczynami, mówiąc otwarcie, że potrzebuję zmiany, że jestem przeciążona i przytłoczona nadmiarem bodźców. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to symptomy wypalenia zawodowego, ale byłam już na tej drodze, niestety zbyt daleko. To bardzo trudne doświadczenie.

Przeciążenie psychiczne sprawia, że mózg jest stale pobudzony i trudno znaleźć przestrzeń na prawdziwy odpoczynek, dlatego postanowiłam zakończyć współpracę z zespołem w taki sposób, aby było to komfortowe zarówno dla mnie, jak i dla nich. Równocześnie zaczęłam na nowo budować swoją firmę. I to prowadzi mnie do ważnego wniosku: jeżeli tworzymy firmę, która wymaga pracy wielu osób i kilkunastu godzin dziennie, to właśnie tak będzie wyglądało jej funkcjonowanie – i takiego zaangażowania będzie nieustannie wymagać. Doszłam więc do przekonania, że potrzebuję innego modelu – spokojniejszego. Zaczęłam uświadamiać sobie, że w rzeczywistości mam bardziej introwertyczną, wyciszoną naturę, choć przez długi czas tego nie akceptowałam.

K | A: Można powiedzieć, że ta świadomość pukała do ciebie już wcześniej, ale trochę ją odsuwałaś.

E: Zgadza się, tak często bywa. To był także element mojego rozwoju osobistego i głębszego zrozumienia siebie. Proces zmian rozpoczęłam świadomie w 2021 roku. Zaczęłam stawiać sobie trudne pytania i to był wyjątkowo wymagający okres w moim życiu. Nie będę udawać, że było łatwo, ale dziś mogę powiedzieć, że da się przejść przez takie doświadczenia i zreorganizować firmę. Nie jestem osobą publiczną, dlatego nie relacjonowałam tego procesu na bieżąco, bo nie czułam takiej potrzeby. Ludzie często nawet nie wiedzą, co się u mnie zmieniło. Jednak zaczęłam otwarcie mówić o zdrowiu psychicznym, intensywnie się w tym zakresie edukować i przede wszystkim zadbałam o własne zdrowie psychiczne. Z zewnątrz było widać pewne zmiany, ale dla mnie ważne było, aby nie szukać przypadkowych opinii czy doradców, tylko zastanowić się samodzielnie – w gronie najbliższych – czego naprawdę potrzebuję i jak ma wyglądać moje życie. Dzięki temu dziś moja firma funkcjonuje zupełnie inaczej, w spokojniejszym rytmie. To przełożyło się zarówno na ofertę, jak i na sposób działania wewnątrz firmy. Nawet najnowszy produkt, który stworzyłam, jest konsekwencją tych przemyśleń i zmian.

K | A: To zrozumiałe. Otrzymywałyśmy wiele zapytań projektowych i miałyśmy przed sobą otwartą drogę do skalowania działalności – zwiększania liczby projektów, zatrudniania kolejnych osób, rozbudowy zespołu, w tym działu sprzedaży. W pewnym momencie, kiedy zajmujemy się głównie projektowaniem, pojawia się potrzeba, by ktoś zajął się promocją i pozyskiwaniem klientów. To oznacza wzięcie na siebie dużej odpowiedzialności – nie tylko za firmę, ale także za ludzi, którzy w niej pracują. To potrafi bardzo obciążać. Z zewnątrz może się wydawać, że wszystko funkcjonuje poprawnie – zespół działa, zlecenia spływają, finanse się zgadzają – a jednak poczucie odpowiedzialności bywa wyczerpujące. To naprawdę ciężar — jak kamień, który nieustannie leży na sercu, dniem i nocą czy jak stale otwarte okno, którego nie da się zamknąć. Albo jak imadło zaciskające się na głowie – którego nie zdejmujesz, bo wiesz, że nie możesz sobie pozwolić na pewne decyzje, żeby nie zawieść osób, które z tobą współpracują. Nawet jeśli są wspaniali i obdarzasz ich pełnym zaufaniem to i tak pozostaje poczucie, że oni muszą „dowieźć” rezultaty, a jednak może się zdarzyć, że dla ciebie samej to stanowi zbyt duże obciążenie – ogromny koszt energetyczny.

E: I emocjonalny, i energetyczny. Oczywiście są osoby, które chcą budować duże zespoły – po 10, 20, 30, a nawet 40 osób – i świetnie się w tym odnajdują. Ja miałam zespół pięcioosobowy i przez pewien czas to funkcjonowało dobrze, ale później przestało mi to odpowiadać. Przez pewien okres traktowałam to nawet jak porażkę, ponieważ panuje przekonanie, że firma zawsze powinna się rozwijać – zwiększać przychody, zatrudniać kolejne osoby, jakbyśmy były notowane na giełdzie i musiały nieustannie zadowalać zarząd. To bardzo amerykański, mocno konsumpcyjny sposób patrzenia na biznes, a tymczasem można budować go inaczej i nadal osiągać dobre dochody. Nie zarabiam źle, a jednak nie muszę poświęcać całego życia firmie. Bo wcześniej – przez wiele lat – nie miałam żadnych innych zainteresowań i moje życie kręciło się wyłącznie wokół pracy.

K | A: Rozmawiałyśmy już kiedyś o tym – że praca staje się hobby. I faktycznie potrafi być fascynująca. Mechanizmy działania, odkrywanie, jak wszystko funkcjonuje – to bywa naprawdę interesujące. Przychodzi moment, w którym zaczyna to przynosić skutki uboczne. W pewnym momencie to całkowite zaabsorbowanie pracą zaczyna się mścić. W samej pracy nie ma nic złego, ale kiedy zaczyna dominować i nadmiernie obciąża umysł, pojawiają się problemy. Ty chyba lepiej się na tym znasz, bo studiowałaś psychologię, więc zapewne potrafisz to lepiej wyjaśnić. Choć na pozór wszystko wygląda dobrze, to konsekwencje są negatywne.

E: Tak, zdecydowanie. W moim przypadku problemem było to, że moja tożsamość była całkowicie związana z byciem przedsiębiorczynią. Kiedy pojawiały się trudności w firmie, natychmiast odbijało się to na moim poczuciu własnej wartości. Byłam tak mocno zrośnięta z rolą zawodową, że poza firmą nie widziałam dla siebie miejsca. To budziło lęki i poczucie pustki. Zadawałam sobie pytanie: jeśli nie miałabym firmy, to kim właściwie jestem? Długo nie umiałam na nie odpowiedzieć. Dziś wiem, że to był kryzys rozwojowy – trudny, ale niezbędny. Teraz mój dzień jest znacznie bardziej zróżnicowany i nie kręci się wyłącznie wokół pracy. Kilka lat temu byłoby to dla mnie czymś niewyobrażalnym.

K | A: Myślimy, że wiele osób prowadzących własną firmę prędzej czy później dochodzi do podobnych refleksji. Szczególnie jeśli zakłada się biznes młodo, zaraz po studiach, mając dwadzieścia kilka lat. W tym wieku równolegle rozwijamy siebie i rozwijamy firmę. Nic dziwnego, że te dwie sfery tak mocno się ze sobą łączą. W pewnym momencie trzeba świadomie je rozdzielić, by odpowiedzieć sobie na pytanie: kim jestem poza moją firmą? Ciekawe, ile osób, potrafi szczerze odpowiedzieć na to pytanie. Podejrzewamy, że wiele osób ma z tym duży problem i tym bardziej cenne jest to, że mówisz o tym otwarcie – bo może to być dla innych naprawdę wartościowe.

Czas na życie poza pracą – o hobby, regeneracji i nowym podejściu

K | A: Jak odkrywałaś, co może stać się Twoim hobby? Kiedy jesteśmy całkowicie pochłonięci pracą, często czujemy się już tak wypaleni, że trudno wskazać jakiekolwiek inne zainteresowania. Pojawia się myśl: „Nic mnie nie ciekawi, nic mnie nie interesuje”. Jak rozpoczęłaś te poszukiwania i do czego ostatecznie Cię one doprowadziły?

E: Wiecie, to wyszło dość niespodziewanie. Zaczęłam od treningu siłowego. Brzmi to może poważnie, ale początek był zupełnie prosty – ulgę przynosiły mi zwykłe ćwiczenia. Najpierw była to joga, taka domowa, z filmików na YouTubie. Po prostu potrzebowałam ruchu, bo moje ciało było bardzo usztywnione po całych dniach spędzonych przy laptopie, od rana do wieczora, na rozwiązywaniu różnych firmowych problemów. One oczywiście były ciekawe, ale w moim przypadku doszło to do przesady. Miałam wrażenie, że moje plecy mówią: „Ewelina, koniec z tym, poruszaj się wreszcie”. I tak okazało się, że jeśli ćwiczę regularnie – a dziś, po czterech latach, trening raz czy dwa razy w tygodniu to dla mnie norma – to naprawdę działa. Obecnie trenuję głównie z kettlebellami.

Miałam też epizod ze sztangą, bo bardzo lubię dwubój olimpijski, ale klub był zbyt daleko, więc szukam teraz trenera bliżej. Odkryłam, że mam do tego pewne predyspozycje, co było dla mnie ogromną motywacją. Kiedy ktoś mi to powiedział, poczułam taką radość, jakbym mogła tę osobę uściskać. To uświadomiło mi, że nie muszę ograniczać się tylko do WordPressa i spraw technicznych. Za jednymi drzwiami może kryć się coś zupełnie nowego, ale to zaczęło się od prostej domowej jogi. Z czasem odkryłam, że dużo bardziej odpowiadają mi ćwiczenia siłowe z obciążeniem – i że moje ciało ma do tego naturalne predyspozycje. Druga rzecz – banalna, ale ważna – to chodzenie. Zaczęłam od krótkich spacerów. I to też stało się dla mnie przyjemnością. Mamy w Polsce świetną infrastrukturę: chodniki, parki, lasy. Warto to doceniać, bo w wielu krajach nie jest to takie oczywiste. Teraz planuję przejść cały Półwysep Helski z jednym noclegiem. To są rzeczy zupełnie niezwiązane ze strategią czy biznesem. Dzięki nim odciążam głowę. Co istotne – dziś mówię o tym z perspektywy czterech lat, ale na początku bardzo to bagatelizowałam. Myślałam: „Ćwiczenia? Każdy ćwiczy, to nic szczególnego”. A my, twórcy, często mamy taką potrzebę, żeby wszystko robić „na najwyższym poziomie” i najlepiej od razu to zmonetyzować. To chyba trochę mechanizm psychiczny. Tymczasem okazuje się, że te proste rzeczy – ruch, spacer, trening – naprawdę są wartościowe i nie muszą mieć żadnego „większego celu”.

K | A: Tak, rozumiemy. Ania jest w „teamie chodzenia”. Przyznaje, że jeśli rano nie wybierze się na spacer, to odczuwa brak ruchu. Gdy zdarzy się dzień, w którym nie ma na to czasu, a popołudnie wypełniają obowiązki domowe i opieka nad dziećmi, to kiedy mąż wraca wieczorem, mówi po prostu: „Idę się przejść”. I to nie jest spacer w ramach załatwiania spraw, typu zakupy czy inne obowiązki. To coś zupełnie innego – wychodzi po prostu, żeby się poruszać, bo czuje, że nie osiągnęła nawet minimalnej dziennej dawki kroków. Mąż Ani z kolei chodzi bardzo dużo, bo pracuje w szpitalu. Biega po oddziale i po różnych piętrach, więc zazwyczaj mówi: „OK, idź, ja zostanę w domu”.

To też jest ciekawe, jak różne mogą być nasze style życia. Karla swoje hobby zaczęła odkrywać po naszej wcześniejszej rozmowie. Pamięta, że zainspirowałaś ją wtedy, mówiąc: „Dziewczyny, przede wszystkim poszukajcie sobie hobby”. I to było dla niej takie zaskakujące – pomyślała: „Ale jak to właściwie zrobić?”.  Okazało się, że uwielbia grać w tenisa. Zapisała się na zajęcia i tenis stał się ważną częścią jej czasu wolnego, a później uświadomiła sobie też coś innego – od dziecka kochała bajki Disneya i może otwarcie przyznać, że wciąż ma w sobie coś z „księżniczki Disneya”. W tym roku Karla postanowiła zrobić coś zupełnie dla siebie. Trochę na przekór tej presji, o której wspominałaś wcześniej – że wszystko trzeba robić „dla wyniku”. Zapisała się do szkoły musicalowej Broadway i pomyślała: „Dlaczego nie? Będę śpiewać i tańczyć na scenie wyłącznie dla własnej radości”. I wiesz, co jest w tym cudowne? Prowadzący nie narzucają tej typowej presji. Podkreślają, że jesteśmy tam dla siebie, by realizować swoje pasje. To nie ma być droga do zawodowej sceny czy estrady. Chodzi o zabawę, o to, żebyśmy byli uśmiechnięci, a nie zestresowani, że coś nam nie wychodzi, bo przecież oczywiste jest, że nie musi wychodzić perfekcyjnie – to nie jest nasz zawód. To jest piękne: przestrzeń, w której nie jesteśmy oceniani i nie musimy wspinać się na kolejne poziomy.

Lubimy też to, że zaczynamy zauważać u siebie postępy – że zakres ruchu w niektórych pozycjach się poprawiał. Wtedy mamy takie poczucie: „O, super” i jesteśmy z siebie dumne. Czujemy, że zrobiłyśmy coś dobrego dla siebie. Nie chodzi o to, by wykonać pozycję idealnie i najlepiej na świecie, ale o to, że to służy naszemu ciału. Wiemy, że dobrze wpływało to na nasz kręgosłup – i to jest najważniejsze. Tym odcinkiem otwieramy więc rozmowę o hobby i zapraszamy Was do podzielenia się w komentarzach swoimi pasjami. Dajcie znać, co sprawia Wam przyjemność.

E: Mogę dorzucić jeszcze jeden wątek – może też go dobrze zrozumiecie, bo same prowadzicie różne rzeczy. Dla mnie ogromnym odkryciem było to, jak zaczęłam szukać bez presji nowych rzeczy, które mnie interesują. Na przykład zaczęłam chodzić na webinary innych osób i to było niesamowite uczucie – ja nic nie muszę prowadzić! Ktoś inny prowadzi, a ja mogę po prostu usiąść, wziąć sobie karteczkę, notować, a nawet wyłączyć kamerę i po prostu korzystać. Ja tak dużo prowadziłam do 2021 roku, że byłam kompletnie wypalona tym tematem. Zrobiłam sobie przerwę i dopiero w tym roku wróciłam do prowadzenia – już w zupełnie inny sposób, ale pamiętam ten pierwszy webinar, na który poszłam jako uczestniczka, zainteresowana psychologią i to była taka ulga, taki oddech. Może komuś z boku wyda się to abstrakcyjne, ale jeżeli całe lata stoisz po drugiej stronie – moderujesz, prowadzisz, ogarniasz – to nagle poczucie, że możesz po prostu słuchać, było niesamowite. I wtedy pomyślałam: trzeba częściej robić takie rzeczy, żeby odpocząć. Mikrofon wcale nie musi być zawsze w mojej ręce i wcale nie musi mnie stresować. Zgodzicie się ze mną?

K | A: Zgadzamy się. My, kiedy oglądamy cudzy webinar i widzimy, że coś nie idzie zgodnie z planem – na przykład pojawia się techniczny problem – to od razu współczujemy prowadzącemu. Myślimy sobie: „Kurczę, jak bardzo ta osoba musi się teraz stresować”. Od razu aż gorąco robi się nam w środku i wtedy w głowie pojawia się automatycznie: „Wdech, wydech, spokojnie, wszystko da się opanować”.

E: W takich sytuacjach od razu staram się pisać pozytywne komentarze, żeby podnieść prowadzącego na duchu. Wchodzę wtedy w rolę osoby, która daje dokładnie takie wsparcie, jakie sama chciałabym otrzymać. Piszę na przykład: „Spokojnie, nic się nie dzieje, poczekamy. Najwyżej uruchomimy spotkanie jeszcze raz”.

K | A: Tak, dokładnie. Często właśnie wie to ten, kto był już po drugiej stronie – kto prowadził takie spotkania, bo to naprawdę nie jest „easy peasy”, tylko spory nakład pracy.

Chciałyśmy wrócić jeszcze do tematu hobby, bo te wszystkie dodatkowe zajęcia, takie działania poboczne, dają nam prawdziwe wytchnienie. To jest odpoczynek dla mózgu – nie myślimy wtedy o pracy – i paradoksalnie właśnie w takich momentach pojawiają się najlepsze pomysły: na nowe produkty, na usprawnienia, na rozwiązania blokad, które wcześniej wydawały się nie do przejścia. Nagle przychodzi myśl: „przecież to można zrobić zupełnie inaczej, prościej, z innej strony”. Dopiero wtedy, kiedy odpuszczamy, kiedy pozwalamy sobie odpłynąć – choćby pod prysznicem, po całym stresującym dniu – wskakują rozwiązania i nowe idee.

E: Absolutnie, tak. Kiedy trochę się wyciszamy i „wychillujemy”, przychodzą najlepsze rozwiązania. Często stosuję mentalnie taką złotą zasadę: pozwalam sobie nie wiedzieć. Daję sobie przyzwolenie na to, że czegoś nie wiem. To dla mnie ogromna lekcja, bo w końcu głowa ma zgodę na odpoczynek i ufam sobie, bo kilkakrotnie doświadczyłam, że rozwiązanie przychodzi właśnie wtedy, kiedy odpuszczam. Czasami dotyczy to poważniejszych tematów – po prostu nie wiemy, jak je rozegrać. Może chodzić o to, jak komuś pomóc, albo o program, który prowadzimy. Nie zawsze chodzi o sprzedaż – chcę też złamać stereotyp, że w online wszystko sprowadza się tylko do sprzedawania. Trzeba obsłużyć ludzi, połączyć różne aspekty programu i reagować na różne podgrupy uczestników. W ostatnich miesiącach miałam sporo takich „rozkminek” dotyczących programu. I czasami po prostu mówię sobie: „Nie wiem, dam sobie dwa dni przerwy, pomyślę później”.

K | A: Trzeba to zostawić i zająć się czymś innym. Tak jak mówimy, pozwolić temu trochę „poleżeć” i wrócić do tego później. Nie ma sensu się „napinać”, bo wtedy blokujemy się w jednym sposobie myślenia. Czasami trzeba podejść do problemu z innej strony. 

Złote zasady w obsłudze klienta – empatia, prostota i jasna struktura

K | A: Wspomniałaś tutaj o obsłudze klientów. Czy mogłabyś powiedzieć, jakie są Twoje wartości albo złote zasady w obsłudze klientów? Do czego dążysz w swoich programach i skąd bierze się to, że właśnie tak podchodzisz do pracy z uczestnikami?

E: Już na etapie sprzedaży rozpoczynam właściwie obsługę klienta, ponieważ zależy mi na tym, by dokładnie rozumieć, czego dana osoba potrzebuje. Informuję też od razu, że realizacja będzie wymagała sporo pracy — robię to po to, aby odpowiednio przefiltrować osoby i mieć pewność, że rozumieją, na co się decydują. Zazwyczaj podaję przybliżony czas, jaki dana osoba będzie musiała poświęcić na wykonanie zadania, łamiąc w ten sposób zasadę „30 dni”, która – szczerze mówiąc – jest dla mnie całkowicie nierealna. Nie da się stworzyć wartościowej strony internetowej czy kursu online w 30 dni, jeśli zależy nam na jakości i trwałych efektach. Owszem, można przygotować stronę nawet w tydzień, ale bez umiejętności jej obsługi i zabezpieczenia, to rozwiązanie nie ma realnej wartości, dlatego warto obalić kilka takich mitów. Na etapie wstępnym, kiedy dopiero wybieram osoby, z którymi będę współpracować, już wówczas w pewnym sensie prowadzę obsługę klienta. Staram się przyciągać osoby z wewnętrzną, zdrową motywacją, ponieważ wiem, że wtedy współpraca przebiega znacznie lepiej. Przez lata zbudowałam wokół tego swoisty ekosystem. Oczywiście mam kanał mailowy, przez który komunikuję się z klientami, jednak nie ograniczam się wyłącznie do tej formy kontaktu. Obsługa odbywa się na różnych etapach — początkowo, gdy uczestnicy dołączają do programu lub kursu, są pełni entuzjazmu i energii, ale istotne jest to, by zaplanować działania również na kolejne miesiące, tak aby utrzymać zaangażowanie. Moje programy trwają wiele miesięcy — stworzenie strony internetowej czy produktu cyfrowego to proces długofalowy. Podobnie jak w przypadku usług graficznych, także tutaj mamy do czynienia z projektem rozłożonym w czasie. Mówiąc o ekosystemie, mam na myśli nie tylko możliwość kontaktu w razie problemów, ale też wspólne sesje pracy online — tzw. Dream Teamy. Spotykamy się trzy razy w miesiącu, w poniedziałki, aby wspólnie działać. Chodzi o to, by regularnie pracować, bo tylko systematyczność prowadzi do osiągnięcia celu. Oczywiście, w trakcie tych spotkań także rozmawiamy — coraz częściej, bo grupa staje się coraz bardziej zżyta. Podczas tych spotkań omawiamy różne kwestie, często nie tylko techniczne, lecz także związane z motywacją czy barierami mentalnymi. Tworzenie produktu cyfrowego to w dużej mierze praca nad sobą — konfrontacja z tym, co chcemy pokazać światu i jak chcemy to zrobić — dlatego na moich stronach sprzedażowych zawsze podkreślam, że stosuję metodę małych kroków. Pokazuję uczestnikom ogólny obraz, a następnie tłumaczę, nad czym skupiamy się w danym etapie. Pracujemy szczegółowo, krok po kroku, ponieważ zależy mi na tym, by uczestnicy stali się samodzielni — a to wymaga zrozumienia detali.

 

Ostatnio podczas spotkania Dream Team pojawił się ważny wątek – nauka powracania do pracy. Jeśli ktoś miał słabszy miesiąc, nie zrealizował planu, nie pracował nad swoim kursem czy e-bookiem, nie należy się tym obwiniać. Warto po prostu nastawić timer na dwie minuty i poświęcić ten krótki czas na powrót do pracy. Często po tych dwóch minutach pojawia się tzw. momentum pracowe, czyli ponowna chęć działania. A jeśli nie — to znak, że potrzebujemy odpoczynku. W każdym razie ważne jest, by nie przerywać procesu na stałe, tylko nauczyć się wracać. Czasem powrót następuje po tygodniu, czasem po dwóch, a nawet po miesiącu — i to w porządku. Wiele osób rezygnuje, bo myślą, że jeśli przez miesiąc czegoś nie robili, to znaczy, że się nie nadają. Tymczasem to naturalne, że czasem plan okazuje się zbyt ambitny i wymaga korekty, dlatego w mojej obsłudze klienta dużą rolę odgrywa tłumaczenie tych procesów, uświadamianie, że spadki motywacji są ludzkie i że zawsze można wrócić do działania. Nigdy też nie zawstydzam uczestników — wręcz przeciwnie, zachęcam do tego, by akceptowali swoje tempo i uczyli się konsekwentnie wracać.

 

K | A: Chodzi o to, by uczestnicy rozumieli, że trudności w nauce nie wynikają z indywidualnego problemu danej osoby, lecz są czymś zupełnie naturalnym. To po prostu element procesu uczenia się, który dotyczy każdego. Co więcej, nie dotyczy to wyłącznie nauki. My cały czas staramy się porównywać to do prowadzenia biznesu usługowego, bo przecież często spotykamy się z sytuacją, gdy klienci przychodzą do nas z pomysłem stworzenia strony internetowej, ale brakuje im determinacji, by na przykład napisać treści i dostarczyć je na czas. Dlatego ważne jest, aby dobrze zaplanować proces obsługi klienta — tak, by umieć go po drodze motywować. Jeśli klient się opóźnia, to wpływa to również na pozostałe projekty. Trzeba więc mieć różne sposoby, by temu zapobiegać. W końcu pracujemy z ludźmi, a nie z maszynami. Ta zasada „dwóch minut”, o której była mowa, jest świetnym rozwiązaniem dla osób, które twierdzą, że „straciły wenę”. Często problem polega na tym, że ta „wena” się nie pojawia, bo po prostu nie siadłyśmy jeszcze do pracy.

E: Zgadzam się. Temat motywacji jest moim zdaniem nieco przeceniany. Im więcej o nim wiem, tym bardziej widzę, że najważniejsze jest po prostu zacząć działać — usiąść i zobaczyć, co się wydarzy. 

K | A: Nie warto czekać na ten mityczny „promień słońca”, który nagle wszystko oświetli i sprawi, że nabierzemy motywacji do działania. To nie dzieje się w jednej chwili — nie ma momentu, w którym wszystko magicznie się wyjaśni. Zamiast biernego oczekiwania, warto podjąć konkretne działania, choćby minimalne. Czasem wystarczy usiąść na te dwie minuty, by się skupić i dać sobie szansę na rozpoczęcie pracy. Zapisujemy sobie tę zasadę, bo to naprawdę uniwersalna i skuteczna reguła.

E: Czasem warto przygotować dla klientów pewne elementy ułatwiające im pracę — na przykład propozycje tytułów lub krótkie wskazówki, od czego mogą zacząć. Można zaproponować klientom, którzy mają trudność z pisaniem, by rozpoczęli tekst od konkretnego zdania, np. przy tworzeniu zakładki „O mnie”. To taki rodzaj „startera”, który pomaga przełamać początkową blokadę twórczą. To ważne, ponieważ dla części osób rozpoczęcie nowego zadania może być naprawdę obciążające. Często obserwuję to także u siebie — kiedy robię coś po raz pierwszy, bywa, że wydaje mi się to tak trudne, iż wolę w ogóle nie zaczynać, żeby nie przekonać się, że sobie z tym nie poradzę. 

K | A: Kiedy już faktycznie zaczynamy działać — na przykład mamy do wykonania konkretne zadanie — często okazuje się, że wystarczy tylko ten pierwszy krok. Napiszemy jedno zdanie, potem kolejne, a następne pojawia się zupełnie naturalnie. W pewnym momencie pomysły zaczynają się ze sobą łączyć, przychodzą nowe skojarzenia, na przykład z innymi podstronami czy treściami. I nagle ten proces rusza — jakby zaskoczyły tryby w mechanizmie i wszystko zaczyna działać płynnie. Najważniejsze jest po prostu to, żeby zacząć.

Strona internetowa jako centrum spokojnego biznesu online

K | A:  W ten sposób płynnie przeszłyśmy do tematu stron internetowych. To drugi duży obszar, który chciałyśmy z Tobą poruszyć. Samodzielnie tworzysz swoje strony i strony sprzedażowe, pracując na WordPressie. Chciałybyśmy więc od razu nawiązać do kilku popularnych mitów, które często słyszymy — na przykład, że jeśli ktoś jest graficzką, to wystarczy mu Instagram albo Behance jako portfolio i nie ma potrzeby tworzenia własnej strony internetowej. Chciałybyśmy zapytać Cię jako osobę, która od lat edukuje i wspiera różne biznesy — jaka jest Twoim zdaniem przewaga posiadania własnej strony internetowej? Dlaczego my, jako graficzki, powinnyśmy ją mieć? Czy w dzisiejszych czasach to wciąż ma sens, czy może już niekoniecznie?

E: Posiadanie własnej strony internetowej jest dla mnie absolutnie niezbędne. Dzięki niej możemy w pełni przekazać swoją narrację — to, kim jesteśmy, co robimy i w jaki sposób myślimy. Nie wyobrażam sobie, by oprzeć całą swoją działalność wyłącznie na Instagramie. Tam nie da się w pełni oddać głównego przekazu ani charakteru marki. Na stronie możemy pokazać „vibe” swojej osobowości, a to ma ogromne znaczenie, ponieważ jesteśmy wzrokowcami i wiele informacji odbieramy już na poziomie wizualnym. Wystarczy spojrzeć na zdjęcie – jedni od razu czują, że ta osoba ich interesuje, inni wręcz przeciwnie. I to jest w porządku, bo strona pozwala w pełni świadomie kształtować ten przekaz. To przestrzeń, nad którą mamy całkowitą kontrolę – nad każdym słowem, każdym obrazem – i która jest dostępna tak długo, jak dbamy o domenę i serwer.

Zawsze doradzam moim kursantom, by już na etapie sprawdzania pomysłu na biznes online zastanowili się nad stworzeniem własnej strony. Oczywiście, jeśli ktoś dopiero testuje pomysł na produkt cyfrowy i ma ograniczone zasoby finansowe lub czasowe, może na początku funkcjonować bez niej — istnieją inne, tymczasowe rozwiązania. Natomiast jeśli myślimy o regularnym, stabilnym zarabianiu w świecie cyfrowym, a nawet w działalności stacjonarnej czy usługowej, to własna strona jest absolutnie konieczna. To jedno miejsce, nad którym mamy pełną kontrolę i które pozwala zaprezentować cały nasz przekaz — zarówno wizualny, jak i tekstowy. To, co pokażemy na stronie, ma ogromne znaczenie dla naszej grupy docelowej i jej podgrup.

K | A: To prawda, myślimy, że stworzenie strony internetowej to dla wielu przedsiębiorczyń i graficzek duże zadanie, które często odkładają na później. Właśnie dlatego, że wydaje się tak rozbudowane i wymagające, z czasem spada coraz niżej na liście priorytetów. My również uważamy, że jedynie nad stroną internetową mamy pełną kontrolę. W przypadku pozostałych kanałów komunikacji – zwłaszcza mediów społecznościowych – tej kontroli praktycznie nie ma. Zauważamy, że w mediach społecznościowych nie mamy wpływu na to, w jaki sposób użytkownik nas odkrywa. Trafia do nas przypadkowo, przeglądając różne treści, które mieszają się ze sobą w jednym strumieniu. Nie istnieje tam żadna uporządkowana ścieżka, która poprowadziłaby odbiorcę krok po kroku – od punktu A do B, a następnie do C. Nawet jeśli użytkownik wejdzie na nasz profil, nie mamy pewności, jak się po nim poruszy. Może zacząć od najnowszego posta, może przejść do przypiętych, albo od razu obejrzeć relacje. Może też zajrzeć tylko do portfolio i niczym więcej się nie zainteresować. Ten schemat zachowania jest zupełnie nieprzewidywalny. Natomiast w przypadku strony internetowej to my decydujemy o tym, jak wygląda cała ścieżka odbiorcy. Mamy na to realny wpływ. To my tworzymy komunikaty, które świadomie prowadzą użytkownika do określonego celu. Zazwyczaj w górnym menu umieszczamy odnośniki do kolejnych podstron w taki sposób, by naturalnie kierowały odbiorcę tam, gdzie chcemy – do treści, które są dla nas w danym momencie najważniejsze. Dzięki temu możemy zaplanować jego doświadczenie i zachęcić go do konkretnego działania, np. do zapoznania się z ofertą lub zakupienia programu, który akurat promujemy.

E: Właśnie. Dodam jeszcze, że bardzo wartościowe jest to, iż w Waszym przypadku naturalnie połączyłyście kilka kanałów komunikacji – Instagram, podcast i stronę internetową. Dzięki temu możecie tworzyć spójną komunikację, płynnie przechodząc pomiędzy tymi przestrzeniami i konsekwentnie przekazując swój komunikat. Ja korzystam z nieco innych kanałów, ale podobnie – strona internetowa pozostaje dla mnie kluczowym elementem całego systemu. Często odsyłam do niej z Instagrama lub z reklam, ponieważ stanowi ona centrum mojej komunikacji. U mnie te kanały – reklama, email marketing i strona – wzajemnie się uzupełniają i tworzą spójną ścieżkę kontaktu z klientem. Warto zastanowić się, jakimi kanałami chcemy docierać do nowych odbiorców, ponieważ w kontekście obsługi obecnych klientów mówimy już o nieco innych działaniach. Dla mnie strona pełni również rolę przestrzeni komunikacyjnej z aktualnymi klientami – często odsyłam ich tam po dodatkowe materiały lub fragmenty wiedzy, które mogą im pomóc w dalszej pracy, dlatego uważam, że posiadanie stałego, własnego miejsca, w którym można przekazywać informacje, jest absolutnie niezbędne. I co ważne – to miejsce nie służy wyłącznie sprzedaży, ale również bieżącej komunikacji z obecnymi klientami.

K | A: My również zauważamy, że posiadanie własnej strony daje nam ogromną przewagę pod względem zbierania danych o odbiorcach. W mediach społecznościowych mamy jedynie fragmentaryczne statystyki, które nie pozwalają w pełni zrozumieć zachowań użytkowników. Na stronie internetowej możemy natomiast dokładnie sprawdzić, kto ile czasu spędził na poszczególnych zakładkach. To daje ogrom możliwości analizy, choć oczywiście można się w tym łatwo zagłębić i spędzić przy tym wiele godzin. Dopiero wtedy, gdy mamy porządek w podstawowej warstwie biznesu, możemy skutecznie zająć się szczegółową analizą danych. To już jest etap zaawansowany, pozwalający na świadome planowanie dalszego rozwoju.

E: Oczywiście. Tak samo jak w przypadku strony internetowej, również e-mail marketing czy podcast generują dane, które warto analizować. Trzeba przemyśleć, które dane są rzeczywiście istotne na danym etapie. Uczę tego uczestników swoich programów – na początku pewne informacje są niezbędne, a w miarę rozwoju działalności można je poszerzać lub pozostać przy podstawowym zestawie. Bez odpowiedniego monitorowania danych panuje chaos. Brak klarownych informacji prowadzi do narastającej frustracji, poczucia zmarnowanego wysiłku, a czasem także do myślenia, że nasz pomysł nie ma sensu, mimo że w rzeczywistości może być wartościowy. Dane pozwalają nie tylko uporządkować proces, ale też weryfikować kierunek działań. Czasem pokazują, że trzeba odpuścić pewną strategię czy pomysł, w który bezskutecznie inwestujemy czas i energię. W obu scenariuszach – zarówno przy potwierdzaniu wartości pomysłu, jak i przy jego odrzucaniu – dane są absolutnie niezbędne.

Aktualnie rozbudowuję mój produkt Online Booster, w ramach którego uczę, jak stworzyć pierwszy produkt cyfrowy. Czasem trafiają do mnie osoby, które już posiadają produkt, ale nigdy nie podchodziły do jego tworzenia w sposób metodyczny. W ramach programu pokazuję, jak go opracować, jak nauczyć się go sprzedawać, a jednocześnie sami uczymy się, jak sprawdzić, czy pomysł jest rzeczywiście sensowny. Nie wrzucam ludzi w przekonanie, że mają pomysł i od razu wszystko pójdzie idealnie – musimy to najpierw zweryfikować i przeprowadzić różne działania, by dowiedzieć się jak najwięcej o potencjale pomysłu. To jeden z moich kluczowych obszarów działań, obok utrzymania istniejących kursów, które funkcjonują w obecnym kształcie. W ciągu ostatnich lat musiałam wiele rzeczy poukładać i zoptymalizować, bo po prostu doba nie uległa wydłużeniu od 2021 roku. Po dziesięciu latach działalności stwierdziłam, że chcę w niektórych obszarach działać mniej, a w innych więcej, dlatego obecnie skupiam się bardziej na strategii związanej z biznesem cyfrowym, pozostawiając sobie otwartą głowę na nowe pomysły. W zeszłym roku prowadziłam „walkie-talkie” – biznesowe spacery po Gdyni, bo czuję potrzebę integracji z ludźmi i rozmowy w realnym świecie. Duża część Online Boostera opiera się na kontaktach z klientami, na spotkaniach, a nie tylko na komunikacji mailowej, jak miało to miejsce w poprzednich projektach. Obecnie rozważam, jak mogą wyglądać produkty, które łączą formę online i stacjonarną – w sytuacji, gdy ludzie wciąż cenią możliwość spotkań osobistych. Zastanawiam się nad hybrydowymi rozwiązaniami: jak mogę wspierać klientów online, a jednocześnie zaoferować spotkania stacjonarne? Tworzę w głowie różne scenariusze i furtki, które pozwalają mi łączyć te dwa światy w spójny sposób.

K | A: Czy kurs „WP dla Zielonych” jest jeszcze w sprzedaży, czy funkcjonuje już wyłącznie jako produkt utrzymywany dla wcześniejszych uczestników?

E: Wciąż mamy wielu kursantów, którzy przedłużają dostęp do kursu. Planuję jeszcze otwartą sprzedaż, ale w którymś momencie prawdopodobnie zdecyduję się ją zakończyć – to jeszcze nie jest ten etap. Obecnych kursantów obsługuję w pełni.

WordPress bez stresu – dlaczego warto go ogarnąć

K | A: Bardzo zachęcamy do dołączenia do kursu „WP dla Zielonych. Jest szczegółowy i uwrażliwia na wiele elementów budowania strony, o których na co dzień w ogóle nie myślimy. Jeżeli  jesteś na etapie, w którym podejmujesz odpowiedzialność za stworzenie własnej strony i potrzebujesz dodatkowej motywacji do działania, kurs Eweliny będzie dla Ciebie ogromnym wsparciem. Dzięki niemu dowiesz się również, jak dalej zarządzać stroną, aby nie „wisiała” bez aktualizacji, tak jak zdarzało się w projektach z 2025 roku. Strony stworzone w pierwszym dniu i pozostawione bez żadnych aktualizacji tracą swoją funkcjonalność i wartość. To bardzo ważne, bo WordPress nadal ma sens jako narzędzie, mimo że mamy dostęp do wielu innych rozwiązań.

E: Chciałabym również podkreślić, jak ważne jest zintegrowanie tego, co chcemy robić, z obsługą własnej strony. Część osób w ogóle nie ma otwartości na samodzielną pracę przy stronie i woli, aby inni się tym zajmowali. To jest w porządku, jeśli mają ku temu zasoby. Jednak jeśli na dany moment nie planujesz całkowicie zlecać obsługi strony, warto nauczyć się nią samodzielnie zarządzać – i faktycznie chcieć to robić. W miarę rozwoju biznesu osobiście wielokrotnie w ciągu tygodnia wprowadzam zmiany na stronie. Nie muszę się zastanawiać, gdzie i jak coś zmienić – chcę dodać nowy odcinek podcastu, podlinkować treści, przetestować ofertę – wszystko musi być pokazane w sposób usystematyzowany. Od początku do końca. Samodzielność w obsłudze strony, zarówno dla początkującego, jak i zaawansowanego przedsiębiorcy, daje ogromną wolność: możesz zmienić zdjęcie, dodać wtyczkę czy wprowadzić funkcję w bezpieczny sposób. To jest po prostu bezcenne. Inaczej musisz zlecać każdą zmianę, czekać dni lub tygodnie, a potem poprawiać, jeśli coś nie wygląda tak, jak chcemy. To doświadczenie jest praktyczne i realnie ułatwia prowadzenie biznesu. Powiem więcej – sama byłam w takiej sytuacji i to właśnie zmotywowało mnie 16 lat temu do nauki WordPressa, dlatego obecnie posiadanie tej wiedzy i samodzielności wynika u mnie całkowicie naturalnie.

K | A: Tak, ponieważ gdy chodzi wyłącznie o zmianę warstwy tekstowej, edycja własnej strony zajmuje nam zaledwie kilkanaście minut, jeśli potrafimy ją obsługiwać. Oczywiście, jeśli chcemy wprowadzić bardziej zaawansowane zmiany, będzie to bardziej czasochłonne. Natomiast kiedy chodzi o szybkie testowanie komunikatów czy wprowadzenie niewielkich modyfikacji, samodzielna obsługa strony daje ogromną przewagę. To jest tym ważniejsze, że już mamy za sobą czasy, gdy oferta usług graficznych sprowadzała się do „Cześć, lubię projektować, zaprojektuję dla Ciebie cokolwiek, tu jest mój kontakt”. Obecnie działamy w fazie aktywnego, marketingowego podejścia – sprzedajemy swoje usługi tak, jakbyśmy sprzedawały kurs czy program online, choć oczywiście z pewnymi modyfikacjami dostosowanymi do dzisiejszych realiów. Warto testować komunikaty, sprawdzać, które lepiej przyciągają klientów i budzą pozytywną reakcję. Umiejętności związane z samodzielną obsługą strony i analizą działań są w tym kontekście niezbędne i bardzo wspierają skuteczność naszego biznesu.

E: Chciałabym podkreślić, że korzystanie z WordPressa na początku może wydawać się trudne, i to jest normalne, dlatego warto mieć kogoś, kto wytłumaczy nam podstawy – nauczyciela lub nauczycielkę, od których można otrzymać wsparcie. Mówię to z doświadczenia: po rozwiązaniu pierwszego problemu za chwilę pojawia się kolejny, a kolejne kroki wymagają samodzielnego działania. WordPress jest rozbudowanym systemem z wieloma funkcjami. Daje ogromną samodzielność, ale to właśnie oznacza, że ma mnóstwo przycisków i opcji, które mogą wydawać się nieintuicyjne. System był rozwijany przez lata przez ogromną społeczność programistów na całym świecie – wszystko jest skoordynowane, ale niektóre funkcje nadal mogą sprawiać trudność. Kiedy jednak przyswoimy podstawy i opanujemy panel, otwierają się przed nami ogromne możliwości. Początkowa edukacja z kimś doświadczonym naprawdę ułatwia start. Nadal może być to wyzwanie, ale staje się bardziej przystępne dzięki wsparciu nauczyciela. Warto też zwrócić uwagę na dobre praktyki – WordPress można zbudować szybko, ale jeśli stosujemy sprawdzone metody, dbamy o bezpieczeństwo i szerokie spojrzenie na projekt. Można też „na pałę” instalować wszystko i ryzykować problemy techniczne, w tym wirusy. Zachęcam więc, aby przy wyborze kursu czy nauczyciela sprawdzić, czy kładzie on nacisk na dobre praktyki, czy tylko na szybkie efekty. To jest według mnie kluczowy podział w świecie WordPressa.

AI, dane i kontrola – narzędzia, które wspierają, nie dominują

K | A: Strona internetowa jest takim centrum, do którego wszystko prowadzi i z którego wiele rzeczy wychodzi. Dodatkowo chciałam zwrócić uwagę na kwestię korzystania z narzędzi AI do tworzenia stron. Można wpisać odpowiedni prompt i wygenerować stronę automatycznie, co może być kuszące. Jednak warto spojrzeć na to krytycznie: „co jeśli pojawi się coś, czego AI nie przewidziało? Albo narzędzie ma swoje ograniczenia i limity?” Warto mieć świadomość tych granic, żeby później nie zaskoczyły nas nieprzewidziane problemy.

E: Korzystanie z AI wymaga naszej kontroli. Sama uczestniczyłam w szkoleniu Google dotyczącym AI i tam nieustannie podkreślano, że to my nadzorujemy i oceniamy wyniki generowane przez narzędzie. Nie możemy ślepo ufać AI, ponieważ jest to niebezpieczne. Często testuję je w obszarach, w których mam dużą wiedzę i generuje treści bardzo podstawowe, powierzchowne i dlatego bez badań rynku oraz weryfikacji wyników nie powinniśmy się na nie opierać – ogólne sugestie rzadko sprawdzają się w naszych wyspecjalizowanych branżach. Jeżeli użyjemy generycznej treści wygenerowanej przez AI, powstanie zlepek informacji dostępnych w Internecie, a to niekoniecznie będzie skuteczne sprzedażowo ani odpowiednie dla naszego rynku. Musimy umieć krytycznie ocenić wygenerowane materiały i nie przyjmować niczego, czego sami nie potrafimy zweryfikować. Z tego powodu jestem ostrożna, jeśli ktoś chce po prostu wstawić maila wygenerowanego przez AI – najlepsze efekty osiągam dzięki własnej wiedzy i kontaktowi z grupą docelową. Treści AI działają jedynie wtedy, gdy podamy mu bardzo precyzyjny prompt i dopracujemy wynik. Nie spodziewajmy się, że za pierwszym razem otrzymamy gotowe, skuteczne materiały sprzedażowe. AI nie jest „magicznie nakarmione” naszą branżą i wymaga naszej interwencji oraz doświadczenia w copywritingu.

K | A: Im więcej szczegółów wpiszemy od razu w pierwszym promptcie – albo w kolejnych – tym lepiej. Finalnie wszystko sprowadza się do tego: im lepiej wiemy, jaki efekt chcemy osiągnąć i do czego ma prowadzić nasz komunikat, tym lepsze wyniki wygeneruje AI. Jeśli jednak nie mamy tej świadomości, nie możemy oczekiwać dobrych rezultatów — czyli po prostu „hej, zrób mi stronę” — nie zadziała.

E: Tak, strona powstanie, ale nie będzie skuteczna. Nawet nie hipotetyzuję — po prostu nie będzie — dlatego, jeśli rozwijamy swój biznes, nadal warto pielęgnować umiejętności pisania. Samodzielnie uczmy się warsztatu pisania, bo nawet jeśli zlecimy komuś napisanie treści, musimy umieć ocenić, czy jest to dobrze wykonane i czy spełnia nasze cele sprzedażowe.

K | A: To była naprawdę złota rada – jedna z tych, które mogą wydawać się abstrakcyjne w dzisiejszym świecie, prawda? Bo przecież, od czego są te LLM-y. 

E: To dobre pytania. Mogłybyśmy też porozmawiać o tym, do czego służą i co nam dają, ale to już może innym razem. 

K | A: Dokładnie, bo choć pewne tematy uda nam się omówić i będzie to wartościowe, to oczywiście nie jest koniec. Biznes online jest niezwykle bogaty w zagadnienia, o których moglibyśmy rozmawiać cały dzień. Fajnie, że wspomniałaś wcześniej o hybrydowym modelu programów – tworzysz naprawdę ciekawe hybrydy. To świetnie, że rośnie otwartość i integracja między ludźmi, bo jest to bardzo istotny element współczesnych działań online. Chciałybyśmy również podkreślić, że nie wszystko warto spychać do maila czy do komunikacji bezosobowej. Trendy odwracają się i coraz bardziej potrzebujemy kontaktu z drugim człowiekiem po drugiej stronie – tej relacji, która buduje zaangażowanie i daje prawdziwą wartość naszym odbiorcom.

Gdzie znaleźć Ewelinę Muc i jak pozostać z nią w kontakcie

K | A: Powiedz nam, Ewelina, gdzie można Cię znaleźć? Gdzie można szukać Twoich kursów i programów, a także jak pozostać z Tobą w kontakcie?

E: Pierwszym miejscem jest moja strona – EwelinaMuc.com. Czasami pojawiam się na Instagramie, ale bardzo nieregularnie, więc jeśli ktoś chce się ze mną skontaktować, nie rekomenduję tej platformy – odpowiedź może zająć nawet kilka miesięcy. Najlepiej wysłać maila. Od czasu do czasu, raz na kwartał lub pół roku, pojawia się odcinek podcastu, który staram się robić uniwersalny. Najczęściej jednak jestem dostępna mailowo. Dla osób, które chcą być w kontakcie, polecam zapisanie się na newsletter lub pobranie bezpłatnych materiałów tematycznych, które udostępniam w zakładce edukacyjnej na stronie. To naprawdę wartościowe treści, które można od razu wykorzystać, i wtedy również pozostajemy w kontakcie mailowym.

K | A: Super. Wygląda na to, że trochę wymiksowałaś się z social media vibe. Czujesz się dzięki temu mniej przytłoczona?

E: Zdecydowanie tak. Moja głowa nie jest skonstruowana do tego, żeby regularnie tworzyć content i być ocenianą przez publiczność – przypadkową lub nie. Nie mam potrzeby dzielenia się życiem prywatnym. Próbowałam się zmuszać, ale czułam duży dyskomfort. Nie mam też potrzeby regularnego dzielenia się „złotymi myślami”. Newsletter piszę nieregularnie, tylko wtedy, kiedy mam coś wartościowego do przekazania. Stawiam na jakość, a nie na częstotliwość, dlatego moje działania w social mediach są ograniczone.

K | A: Czyli social media funkcjonują dla Ciebie raczej jako dodatkowa przestrzeń, ale w Twoim własnym rytmie.

E: Dokładnie, w lejku sprzedażowym są pominięte. Powiem jedną rzecz, która może Wam coś odsłonić: nawet jeśli ktoś uczy się Instagrama, warto zwrócić uwagę, że kiedy oferuje lead magnet czy darmowy materiał, prosi o mail – i od razu widać, że kanał e-mail marketingu jest niezwykle istotny. Badania pokazują, że ludzie traktują maila jako bardziej osobisty kanał, a przy tym jest tam mniej rozproszeń. Oczywiście, da się zbudować lejek przy użyciu różnych kanałów. Mówię tu technicznie o lejku, ale chodzi przede wszystkim o to, jak możemy wyjaśnić odbiorcom, kim jesteśmy i czym się zajmujemy. Możemy to przedstawiać na różne sposoby, ale warto dopasować kanały do siebie – tak, aby długoterminowa praca nas nie przytłaczała. Jeśli ktoś lubi social media, to świetnie, bo w tym się odnajdzie, ale nawet taka osoba, która uczy social mediów, powinna mieć plan B w postaci e-mail marketingu – i to jest bardzo dobre rozwiązanie.

K | A: Tak, w biznesie usługowym również e-mail marketing ma zastosowanie. Nie jest to tylko w biznesie online – nie tylko wtedy, kiedy sprzedajemy e-booki czy programy.

Dziękujemy bardzo, bo pojawiło się znowu wiele ciekawych wątków. Uwielbiamy rozmawiać z naszymi gościniami – każda z Was ma w sobie niesamowitą mądrość i doświadczenie, które dzielicie w swoich historiach. Naprawdę, jesteśmy wdzięczne.

E: Tak, wspieramy się już długo. Pamiętam, że odezwałam się do Was, bo czułam vibe i miałam wstępny kredyt zaufania po tym, co pisałyście. Prowadziłyście też serię webinarów dla moich kursantów WP dla Zielonych i od razu wiedziałam, że jesteście odpowiednimi osobami do tłumaczenia różnych rzeczy. To było parę lat temu, ale cały czas Was wspieram. Jak widzę, że coś dzieje się na Waszym Instagramie firmowym – lajkuję i obserwuję. Polecam ludziom, jeśli czegoś potrzebują – mówię: „Sprawdźcie, tu macie szablon, zobaczcie sobie”.

K | A: Wielkie serduszko, dziękujemy bardzo. Dziękujemy też, że podzieliłaś się dzisiaj swoimi historiami. Bardzo nam było miło porozmawiać i dowiedzieć się, co u Ciebie słychać. Koniecznie zajrzyjcie na stronę, zapiszcie się, dołączajcie. Tymczasem serdecznie pozdrawiamy i słyszymy się z naszymi słuchaczami w kolejnym odcinku. Dzięki wielkie, Ewelino!

E: Ja też bardzo dziękuję i pozdrawiam wszystkich słuchaczy.

K | A: Do zobaczenia, cześć!