Słuchając drogi

O kulturze, która buduje więzi

Centrum Myśli Jana Pawła II Episode 20

Nowy odcinek podcastu „Słuchając drogi” tworzonego przez Centrum Myśli Jana Pawła II jest już dostępny. Tematem najnowszej audycji jest kultura, która dzieje się na ulicach miast i ma siłę tkania relacji społecznych. Opowie nam o tym pani Maria Zięba, animatorka i badaczka kultury, prezeska Fundacji Ładne Historie. 

Podczas naszego spotkania rozmawiamy m.in. o; 

  • tym, że w obecnych czasach potrzebujemy prostych, dobrych historii o ludziach,
  • jak się tworzy projekty oparte na współdziałaniu, dialogu i budowaniu społeczności.
  • przyjrzymy się niezwykłym projektom: Łączą nas góry i Plac Grunwaldzki.

Moja rozmówczyni przypomina nam, że kultura ma w sobie niezwykłą moc zmieniania rzeczywistości. 

Zapraszam do rozmowy. Dołącz do grupy ludzi ciekawych świata i drugiego człowieka – https://www.facebook.com/groups/sluchajacdrogi

Jeżeli macie uwagi, pytania albo pomysły na kolejne audycje to zapraszam do kontaktu: mnowak@centrumjp2.pl

Dla osób nie słyszących zapis rozmowy można znaleźć (w zakładce TRANSCRIPT) pod linkiem:
https://www.buzzsprout.com/1189352/10717650

Legenda:

Marcin Nowak – MN

Maria Zięba – MZ

[gg:mm:ss ] – fragment niezrozumiały

… - wypowiedź przerwana



MN: Na ścieżkach swojego życia szukamy różnych rzeczy. Szukamy tego, co piękne, dobre, co ma sens. W tym naszym poszukiwaniu mamy też momenty, kiedy wszystko się sypie, a nam brakuje siły do zrobienia kolejnego kroku. To też jest prawda drogi. Bywamy turystami, podróżnikami, włóczęgami, pielgrzymami. Jesteśmy różni, ale łączy nas to, że jesteśmy w drodze. „Słuchając drogi” to audycja dla wszystkich, którzy są ciekawi drugiego człowieka, świata i idei, które mogą nam pomóc żyć z sensem. Nazywam się Marcin Nowak i zapraszam was serdecznie, abyście wyruszyli ze mną na spotkanie. Zapraszam do „Słuchając drogi”, podcastów Centrum Myśli Jana Pawła II. Moja dzisiejsza rozmówczyni przypomina, że w tworzeniu kultury niezwykle ważne jest słuchanie i rozmowa. Zapraszam do spotkania z panią Marią Ziębą, animatorką i badaczką kultury, prezeską Fundacji Ładne Historie. Zapraszam serdecznie. Pani Mario, spotkaliśmy się, żeby porozmawiać sobie o Fundacji Ładne Historii, ale zanim o samej fundacji, myślę sobie, że ciekawe byłoby, abyśmy troszeczkę przybliżyli wizję kultury, z której wyrastają państwa działania. No bo zazwyczaj w takim pewnym uproszczeniu, kiedy myślimy o kulturze, to wyobrażamy sobie, nie wiem, sale kinowe, galerie, teatry, a tymczasem jak przygotowywałem się do tej rozmowy, państwa terenem działania głównym jest ulica, podwórko, przestrzeń miejska. Skąd taki pomysł? Jaka to jest koncepcja kultury, która stoi za państwa działaniem?

MZ: Tak, my wychodzimy poza galerie, poza instytucje, których misja jest szalenie ważna, ale bywają onieśmielające, a czasami droga dla niektórych osób do nich, z różnych względów jest bardzo długa. I często okazuje się nie do pokonania z bardzo, bardzo różnych względów: ekonomicznych, geograficznych, kompetencyjnych, społecznych, więc staramy się pokazać, że kultura i sztuka są w życiu ważne, każdego z nas, obojętnie, jak bardzo nimi się interesujemy lub nie, to towarzyszą nam na co dzień właśnie różne przejawy kultury. My używamy takiego hasła, że kultura jest narzędziem zmiany, dla nas, jako dla animatorów kultury, edukatorów i edukatorek używamy kultury trochę jako narzędzia. To hasło brzmi trochę górnolotnie, ale tak naprawdę oznacza zmiany w różnej skali. Czasem są to bardzo drobne rzeczy i bardzo często zupełnie niespektakularne, które w takim dłuższym procesie naprawdę powodują zmiany. Tu chodzi o relacje międzyludzkie, tu chodzi o odkrywanie własnego potencjału twórczego, który zmienia coś w nas, a poprzez to też często w długofalowym ujęciu może zmienić nasze życie. Tutaj chodzi o wspólne zachwycanie się, doświadczanie i właśnie to jest taka kultura, która nam jest bliska. Świat jest różny, ludzie są różni, mają różne potrzeby, więc wydaje mi się ważne, żeby była i ta kultura w instytucjach, i ją trzeba wspierać i rozwijać, ale też żeby była ta, która jest bliżej, gdzieś na podwórku, gdzieś za rogiem, taka, która sama trochę wychodzi, przychodzi po te osoby, które same po prostu do niej nie trafią. 

MN: No właśnie, pani oprócz wielu ról – animatorki, współzałożycielki fundacji również jest badaczką kultury. I chciałbym się spytać, jak to z pani obserwacji wygląda na świecie, w Europie, w Polsce ta tendencja jakby właśnie czy ten kierunek patrzenia na kulturę jako narzędzia zmiany. Bo mam takie wrażenie, że, jestem też bardzo ciekawy, jak wygląda taki patrzenie i definiowanie kultury w Europie, jakieś dobre praktyki, które dla państwa fundacji są na przykład inspirujące, dla pani osobiście i jak to wygląda w Polsce z perspektywy kilku lat, nie wiem, funkcjonowania w tej przestrzeni z pani doświadczenia, i pani kolegów i koleżanek z fundacji.

MZ: Nie wiem, czy pokusiłabym się o taką analizę w tej chwili w skali Europy, natomiast jeśli chodzi o Polskę, to oprócz tego, że no ja całe życie działam w trzecim sektorze oddolnie, to bardzo dużo współpracuję właśnie jako badaczka i jako animatorka też z instytucjami kultury, choćby co roku realizuję diagnozy lokalne w programie Narodowego Centrum Kultury – Dom Kultury+, gdzie domy kultury zapraszają do siebie badaczy i też wchodzą w taki proces dialogu z mieszkańcami, których następnie zapraszają do realizowania wspólnych inicjatyw. Czyli uczą się mieć taką funkcję nie tylko impresaryjną, ale też animacyjną po to, żeby rozmawiać, żeby też uświadamiać, że jest to też nasza wspólna własność i współodpowiedzialność, to, co się dzieje w domu kultury. I mam wrażenie tak z własnego doświadczenia, że jest to coraz bardziej popularne zjawisko, taka zmiana myślenia o tym. Zresztą nie tylko w domach kultury, bo i w muzeach, i w galeriach, pojawiają się całe programy, całe ścieżki edukacyjne czy animacyjne włączające różne grupy dedykowane konkretnym grupom, gdzie kultury, sztuki można dotknąć, można poczuć i można przede wszystkim o niej porozmawiać. W przypadku domów kultury, z którymi pracuję, to najczęściej pracuję w takich małych, lokalnych środowiskach, w gminach wiejskich i tam najważniejszy jest ten proces rozmowy, że często po raz pierwszy kadra domu kultury czy pani dyrektor domu kultury siada do wspólnego stołu, żeby porozmawiać. I myślę, że ten nawyk, wyrobienie tego nawyku rozmowy jest tutaj najważniejsze i jest to taki trend, który no ja obserwuję z dużą przyjemnością, jest po prostu bliski moim doświadczeniom i przekonaniom.

MN: No to tak, to faktycznie jest tak sobie myślę dosyć niezwykłe, że też człowiek sam obserwuje trochę to zjawisko, że kultura przestaje być tylko źródłem dostarczania wrażeń estetycznych, tak to nazwijmy, ale również jest taką przestrzenią i właściwie narzędziem do tkania relacji społecznych, nie, tak mi się wydaje, że to jest ciekawy proces. O tym chciałbym też jeszcze później porozmawiać z panią, jeżeli pani pozwoli, właśnie o tej relacji z odbiorcami, o budowaniu tej relacji, bo wiemy, że to jest niezwykle ważny proces, a wiem, że fundacja ma niezwykle bogate doświadczenie w tym obszarze, więc z chęcią byśmy wysłuchali, podpytali, jak to wygląda z państwa perspektywy, ale zanim do tego, to w ogóle prosiłbym też, już wiemy, jaka kultura stoi za państwa działalnością, czy jakby z jakiej wyrastacie definicji kultury, postrzegania kultury, ale teraz może o samej fundacji. Jak to się wszystko zaczęło, skąd w ogóle nazwa Ładne Historie? 

MZ: U nas jest trochę tak, że najpierw były nasze projekty, a później fundacja, bo na przykład Lato na podwórku czyli nasz taki bardzo duży program, który w Świdnicy realizujemy ma już sześć lat, a fundacja ma pięć. Najpierw zaczęliśmy chodzić jako animatorzy na podwórka, zobaczyliśmy taką potrzebę, a wręcz rodzice nam zgłosili podczas pewnego pikniku taką potrzebę i tych wspólnych projektów, tych projektów, które wspólnie robiliśmy z przyjaciółmi zrobiło się na tyle dużo, że postanowiliśmy wziąć za to większą odpowiedzialność i też zapewnić im jakąś trwałość, i tak powstała fundacja. Nad nazwą przyznam trochę się głowiliśmy, ale w pewnym momencie doszliśmy do wniosku, i to też jest tak podszyte naszym doświadczeniem w pracy w ogóle animatora kultury czy w pracy animatora społecznego, że bardzo łatwo jest popaść w takie frustracje mierząc się z pewną skalą potrzeb, które się spotyka pracując z ludźmi. Chciałoby się, ma się różne idee, zwłaszcza jak ludzie są młodzi, chciałoby się zmienić cały świat, a po prostu no nie jest to możliwe. I co chwilę, ile byśmy nie zrobili, co chwilę spotkamy jakieś problemy, jakieś potrzeby, na które nie będziemy potrafili już odpowiedzieć. I zdaliśmy sobie wtedy sprawę rozmawiając o nazwie fundacji, że to, co jest potrzebne w tych czasach, które są trudne, które nas bombardują coraz nowymi problemami, ale też dostęp do informacji sprawia, że po prostu to wszystko się kumuluje, to jest to, że ludzie potrzebują takich prostych, dobrych historii czasami, to jest coś, co nam pomaga, takich o robieniu rzeczy razem, takich o tym, że któreś podwórko na naszym osiedlu się zmieni, nie wszystkie naraz, ale już na jednym coś się zacznie, być może uda się to z czasem zrobić, więc to trochę taka recepta na to, żeby sobie samemu wytłumaczyć, że to jest okej, zrobimy tyle, na ile mamy zasoby, na ile potrafimy i ma to też głęboki sens, takie właśnie proste, ładne historie o ludziach, bo nasze projekty wszystkie, niezależnie, czego dotyczą, to one są przede wszystkim o ludziach. Więc tak powstały Ładne Historie. Z czasem przeniosły się Ładne Historie trochę za mną do Wrocławia, więc dalej w tej chwili pracujemy w dwóch miastach – w Świdnicy i we Wrocławiu, są dwa bardzo szybko rozwijające się zespoły, tutaj też weszliśmy w taką mocną tkankę społeczną dalej używając tych naszych narzędzi, które znamy jako animatorzy kultury, no a teraz już właściwie można powiedzieć pracujemy przy niektórych projektach w całym województwie. Jest też jakaś skala, do której chcemy dążyć, wcale nie chcemy jakoś bardzo rosnąć. Dla nas jest to ważne, co robimy tutaj, to są rzeczy procesowe, one często bardzo długo trwają, wymagają dużo też cierpliwości i właśnie może to jest też czasem takie trudne, że kiedy się robi festiwal, duże wydarzenie, coś, co jest właśnie spektakularne, huczne, z fajerwerkami to łatwiej mieć tę satysfakcję szybko i przy takich rzeczach procesowych, tak jak my, kiedy pracujemy w małych wspólnotach, to może tego tak nie widać, to wymaga głębokiego zastanowienia i takiego przypominania sobie też co chwilę, że to ma sens. 

MN: No właśnie, bo to słowo „proces” wydaje mi się też, jak przygotowywałem się do tej rozmowy jakby dla państwa niezwykle istotne, co już widać na państwa stronie i też jakby interesuje mnie osobiście, bo dużo się z jednej strony mówi o obszarze kultury, o rozwoju publiczności, czyli jakby takim otwarciu się na potrzeby odbiorcy, ale u państwa widać to w praktyce właściwie, że to słuchanie jest dla państwa jakoś niezwykle istotne. Więc chciałbym teraz spytać o odbiorców państwa projektów, jak kształtowana się relacja fundacji z odbiorcami, właśnie jak rozumiem wszystko zaczęło się od słuchania grupy osób pani, jakby potrzeb rodziców, jak to wygląda teraz? Na ile to jest istotne w państwa funkcjonowaniu na co dzień? Jakie są, że tak powiem, wzloty i upadki tego procesu? No bo tak jak pani zauważyła, to jest długotrwały proces, niezwykle drobiazgowy, takiego właściwie dzień za dniem, spotkania za spotkaniem, ta tkanka się tka bardzo powoli. Jestem ciekawy, jak z państwa strony to wygląda, z państwa perspektywy?

MZ: Tak, to wszystko są procesy, wszystkie nasze projekty oparte są na takiej wieloletniej formule, raczej nie robimy punktowych rzeczy, aha, i co jeszcze jest trudne, a z drugiej strony fascynujące, że te grupy odbiorców u nas w różnych projektach są różne i też w różnych miejscach. W Świdnicy pracujemy przede wszystkim z dziećmi i z młodzieżą, choć teraz coraz częściej już mówimy, że z rodzinami, bo zauważyliśmy, że zwłaszcza po tym kryzysie COVID-owym, to całe rodziny nas potrzebują i trudno rozpatrywać sytuację dzieci i młodzieży bez rodziny. Czyli ujęcia też rodziców w tym wszystkim, którzy też są w trudnej sytuacji i takie tworzenie przestrzeni do rozmawiania, ale też czasem pobycia po prostu razem i przy okazji też bycia w kulturze razem okazuje się tutaj po prostu, no ma takie naprawdę, widzimy w tym duży sens i przynosi efekty. Tak że nawet po tym widać, że no bardzo reagujemy na to, co do nas przychodzi, co przychodzi do nas od ludzi, bo te rodziny się pojawiły no tak po prostu z naszych obserwacji. Też w Świdnicy no już dzieci, które zaczynały z nami podwórka rosną i w tej chwili no przez trzy lata mamy takie dziewczyny, które były u nas na podwórkach, kiedyś uczestniczyły w zajęciach, później były wolontariuszkami, w tym roku już podpisały umowy i tak naprawdę rośnie nam tam wspaniała kadra animatorek kultury, więc to jest Świdnica. We Wrocławiu trafiliśmy na osiedle, na Plac Grunwaldzki, niezwykłe miejsce w sercu miasta, gdzie jak się okazało nie było organizacji, która by pracowała z mieszkańcami. I z jednej strony zastaliśmy bardzo duże potrzeby społeczne, z drugiej strony niezwykłe dziedzictwo kulturowe, bo na tym osiedlu usiadł naprawdę w bardzo dużej reprezentacji wrocławski modernizm, ale jest też wiele zabytkowych kamienic, jest bardzo ciekawy proces urbanistyczny, czyli dla nas absolutnie fascynujące rzeczy, czyli tutaj już trochę inaczej planujemy i trochę innych ludzi spotkaliśmy. Bo tutaj z naszej oferty korzystają seniorzy, mamy też świetlice dla dzieci i tutaj znowu otwieramy się na całe rodziny, ponieważ nie ma takiej oferty dla rodzin. Czyli zawsze też chodzi nam o to, żeby dobrze się rozglądać. No i jest też trzeci obszar naszej działalności. Łączą nas góry – to jest projekt, który wykluł się z bardzo takiej oddolnej akcji społecznej, która miała być skromnym dodatkiem przy całej naszej działalności, a urosła w olbrzymi obszar, i tak organizujemy wycieczki dla osób z niepełnosprawnościami w góry, ale też podczas tych wycieczek mogliśmy rozmawiać z tymi osobami, przebywać, poznać się lepiej i w tej chwili już przy projekcie powstają różne propozycje też już bardziej osadzone w kulturze, czyli dla nas właściwe, dla tych osób, które tam poznaliśmy, więc słuchanie i rozmawianie jest kluczowe przy planowaniu naszej oferty, ale też jest to taka sztuka kompromisu pomiędzy tym, co my sobie wymyślimy w cudzysłowie, czy co chcielibyśmy zrobić a tym, z jakim to się spotyka odbiorem czy jakie potrzeby napotykamy. Więc czasem musimy sobie powiedzieć, przyznać: nie jesteśmy w stanie na tę potrzebę odpowiedzieć, ale zdarza się, że zmieniamy projekt. Zdarzały nam się projekty finansowane ze środków publicznych, które w trakcie zgłaszaliśmy grantodawcom zmiany, ponieważ okazało się, że środowisko, w którym pracowaliśmy reagowało zupełnie inaczej i zupełnie inaczej chciało używać naszego projektu niż my to sobie założyliśmy. To zwłaszcza przy jakichś pilotażowych działaniach jest częste, więc no myślę, że tym, co nas charakteryzuje to jest taka duża otwartość, to jest trudne w tym wszystkim, to jednak widzieć, gdzie to wszystko idzie, gdzie my chcemy z tym iść.

MN: No właśnie, rozmawialiśmy o partnerach, ale szczerze powiedziawszy dla mnie punktem wyjścia też zaproszenia i jakiejś takiej chęci spotkania z panią, z fundacją był właśnie projekt Łączą nas góry, niezwykły dla mnie, więc teraz czy moglibyśmy jeszcze, i tak samo projekt Osiedle Plac Grunwaldzki, jak już poznaliśmy, jak to wyglądało z punktu widzenia jego odbiorców i tej państwa wrażliwości na odbiorców, czy moglibyśmy jeszcze trochę przybliżyć, jak to wygląda praktycznie? Znaczy na czym polegają te projekty, kiedy się odbywają, jak się odbywają? Bo to jest też mi się wydaje ciekawy pomysł ten Łączą nas góry, ale też i Plac Grunwaldzki faktycznie już tak jakby czytałem, niezwykłe, duże rzeczy, działań jakby imponujące, więc może też przybliżmy naszym słuchaczom, jak byśmy mogli troszeczkę, jak to wygląda z drugiej strony, nie tylko jakby z punktu widzenia odbiorcy, ale również państwa organizatorów, współorganizatorów, takiego technicznego troszeczkę, żebyśmy mogli zobaczyć te projekty na obszarze państwa działalności.

MZ: Jasne. Zanim odpowiem, to jeszcze tylko dodam, kiedy jeszcze jesteśmy przy odbiorcach, że wspólnym mianownikiem dla wszystkich tych projektów, które są bardzo różnorodne, bo po prostu są w różnych społecznościach realizowane, jest społeczność właśnie. One wszystkie wokół siebie zbierają dużą społeczność. My w otwarty sposób we wszystkich tych trzech obszarach aktywnie zapraszamy do współdziałania. I przy każdym z tych projektów jest duże grono partnerów bardzo różnych, od instytucji miejskich, regionalnych, innych organizacji, firm, osób, które się chcą przyłączyć, przy każdym rozwijamy program wolontariacki i to jest ich dużą wartością, że my tworzymy wokół nich społeczność, którą zapraszamy do współodpowiedzialności, co nam też jest trochę takim lekarstwem na trwałość, żeby im zapewnić jakąś trwałość i też ostatnie czasy pokazały, że pomaga to przetrwać niejeden kryzys, ale też zachęcamy odbiorców do tego. Przy lecie na podwórku w Świdnicy co roku jest tak, naszym hasłem jest „Zrób z nami lato”, czyli przyłącz się, przyjdź, możesz poprowadzić jakieś zajęcia, możesz nam coś podarować, możesz sam zaproponować coś do naszego programu, im będzie nas więcej, tym więcej się wydarzy. Tak samo jest na Placu Grunwaldzkim, gdzie zainicjowaliśmy od razu partnerstwo lokalne, gdzie raz w miesiącu spotykają się i partnerzy z całego osiedla, i lokalni aktywiści, żeby rozmawiać, i robimy wspólnie rzeczy. No i tak samo jest przy Górach, to jest projekt, który przetrwał kryzys COVID-owy, a w chwili, gdy wybuchła pandemia okazało się, że też zabrakło nam gdzieś pół punkta i nie mamy ani złotówki dotacji i dzięki temu, że była ta społeczność, która się upomniała, do której mogliśmy się odwołać, to po prostu zrobiliśmy nawet więcej wypraw niż zazwyczaj. I jest to ważne, jest to dla nas ważne i też, ona sprawia też w drugą stronę, że nam się jeszcze bardziej chce. W Świdnicy, tak jak mówiłam to są projekty dla dzieci, młodzieży i rodzin. Kiedyś to było sezonowe i dalej Lato na podwórku jest największym przedsięwzięciem, to jest pięćdziesiąt dni zajęć, przez całe wakacje codziennie na jakimś podwórku odbywają się zajęcia, tworzymy autorskie materiały edukacyjne, każdy rok ma swój temat, w zeszłym roku był on bardzo ważny, to były prawa dziecka, w tym roku jest to beztroska, ale to bez w nawiasie i trochę się odwołuje do tego, żeby o siebie zadbać też w tym czasie po pandemii i to jest takie wołanie też o to „halo, ktoś tu ma dzieciństwo, wiemy, że jest pandemia, że jest wojna, ale tutaj po prostu jest czyjeś dzieciństwo, ono się już nie powtórzy więcej, więc musimy o nie wspólnie zawalczyć”. Ale też udało nam się już wyjść z tej sezonowości i poza sezonem letnim odbywają się po prostu całoroczne takie zajęcia świetlicowe i różne aktywności, które w tej chwili już zaczynamy nazywać, spinać takim szyldem Otwarta pracownia. I to jest Świdnica, tam, z czego jesteśmy też dumni, to właśnie z tego, że rozwinęliśmy własne kadry takie edukatorek, animatorek, no są to akurat w większości kobiety, więc to jest bardzo cenny taki zasób i cieszymy się, że pracują przy tym projekcie ludzie, którzy są ze Świdnicy. Jeżeli chodzi o Plac Grunwaldzki, to tutaj na początku pracowaliśmy zupełnie oddolnie chodząc po podwórkach, prowadząc diagnozę lokalną i zaczęliśmy pracę w bardzo trudnym momencie, czyli w pandemii. Już dużo wcześniej mówiliśmy dużo w mieście o tym, że jest potrzebne Centrum Aktywności Lokalnej tutaj na osiedlu, bo wiedzieliśmy, żeby można się było zająć w przyszłości skutecznie tym pięknym dziedzictwem kulturowym, to najpierw trzeba bardziej podstawowe potrzeby zabezpieczyć. Powstało Centrum Aktywności Lokalnej i Centrum Rozwoju Dzieci i Młodzieży, czyli dwie takie instytucje prowadzone przez nas, które prowadzą regularną działalność, są to miejsca sąsiedzkie, w których odbywa się zaproponowany przez nas program, ale przede wszystkim mieszkańcy mogą przychodzić, wspieramy ich w realizacji różnych potrzeb czy inicjatyw. W tej chwili też pracujemy mocno nad taką pracownią obywatelską Zielony Plac Grunwaldzki, gdzie z kolei zagospodarowujemy duży zasób naszego osiedla, czyli studentów, bo na naszym osiedlu mają kampusy aż trzy uczelnie, a niestety są to osoby, które najczęściej traktują to osiedle jako po prostu jako sypialnię czy miejsce, gdzie się tylko chodzi do szkoły, więc staramy się tę grupę tak jakoś mądrze zagospodarować i będziemy wspólnie wypracowywać zielone rozwiązania do WPO. Więc tutaj bardzo pracujemy w takiej tkance obywatelskiej. No i Łączą nas góry, czyli właśnie taki projekt, w ramach którego, który na początku w ogóle myśleliśmy, że będzie dla dzieci niepełnosprawnych, idea była prosta, zakupiliśmy specjalny sprzęt i chcieliśmy się podzielić naszą miłością do gór, do tego, że żyjemy w miejscu, gdzie w ciągu godziny czy dwóch można się znaleźć w Sudetach i zaczęliśmy organizować takie wycieczki, przy których pomagają nam wolontariusze właśnie. I też szybko się przekonaliśmy, że zupełnie inny jest odbiorca niż my przypuszczaliśmy, że to nie dzieci tylko w ogóle osoby i nie tylko niechodzące, ale z różnymi niepełnosprawnościami i że kluczem do sukcesu w tym projekcie okazało się to, że jeżdżą całe rodziny. Bo to rodzina nabiera nawyku bywania w górach, to rodzina zaprzyjaźnia się z wolontariuszami, którzy też jadą ze swoimi rodzinami i zaczyna tam powstawać społeczność, dochodzi do tego, że nie dość, że z nami już w tym roku czwarty rok z rzędu kilkadziesiąt rodzin z dziećmi niepełnosprawnymi cały sezon jest w górach, to zaczynają też jeździć samodzielnie. Część sobie kupuje wózki, część pożycza od nas poza sezonem, jesienią byłam na takiej wycieczce, którą nasi uczestnicy zorganizowali sobie sami, już poza sezonem. Śmiejemy się też, że są uczestnicy, którzy byli na wycieczkach, które zostały odwołane dlatego, że my odwołaliśmy bojąc się o złą pogodę, a oni i tak pojechali [00:21:27], bo już jakiś wolontariusz z Warszawy jechał i szkoda mu było wracać, a bo już się ktoś nastawił i stwierdził, że zaryzykuje w złą pogodę. I to jest taki efekt dla nas „wow”, o którym, którego początkowo nawet nie zamierzaliśmy, że to może aż tak działać. Ale tak jak mówiłam, też się staramy teraz proponować różne rzeczy mając właśnie skalę narzędzi, jaką daje nam kultura, więc oprócz tego odbywają się zajęcia z filmoterapii dla tych rodzin górskich, które się odbywają w Świdnicy, w Dzierżoniowie, czyli taka bardziej grupa wsparcia. Teraz wróciłam, byłam w Szklarskiej Porębie na wyprawie dla kobiet, zabieramy mamy nasze projektowe, jedziemy na trzy dni w góry, w tym czasie dzieci mają zapewnioną opiekę, a my sobie warsztatujemy, leżymy na łące i rozmawiamy ze sobą, więc we wszystkich tych projektach naprawdę kluczem jest społeczność. Jeżeli ona jest, jeżeli udaje nam się taki prawdziwy dialog osiągnąć, budujemy zaufanie bardzo drobnymi krokami poprzez na początku małe wspólne działania, dopiero później trochę większe i dlatego też jestem o te projekty spokojne, że one są blisko ludzi, bo ludzie je współtworzą i że one mają większe szanse na przetrwanie. Bo jeżeli jest jakiś kryzys, to jest cała społeczność, która się może o nie upomnieć.

MN: Imponujące szczerze powiedziawszy. Mnie zaciekawiła, bo to już taka rzecz, która mi się zapaliła oczy, wolontariusz z Warszawy, czyli ja rozumiem, że pomimo tego, że państwo działacie we Wrocławiu i w Świdnicy, to również macie wolontariuszy, rozumiem, że w tym projekcie również z innych miast. Czy ja dobrze zrozumiałem, że to nie było jakieś przejęzyczenie, że jechał wolontariusz z Warszawy, w tym projekcie rozumiem można się też z całej Polski właściwie do państwa się jakoś odezwać i pomóc wam w tym projekcie? 

MZ: Akurat przy Górach faktycznie tam już jest ponad dwustu wolontariuszy i wolontariuszek, i przyjeżdżają osoby…

MN: Imponujące.

MZ: Jest trochę wolontariuszy z Warszawy, nawet mieliśmy wolontariuszy tutaj z Gdańska. Z Łodzi, ze Śląska, no oczywiście najwięcej jest z Dolnego Śląska, tak, jest to godne podziwu, że komuś się aż tak chce, bo to są wycieczki kilkugodzinne, więc trzeba jechać kawał drogi na Dolny Śląsk, żeby wziąć udział w wycieczce, która trwa pięć, sześć godzin. Ale faktycznie jest tam, ja zachęcam, wszystkich zapraszam, to jest bardzo otwarta formuła, my szukamy silnych wolontariuszy do pchania wózków, ale jak się nie jest silnym, to też można się do nas przyłączyć i pomóc nam zrobić biwak, albo po prostu być, tworzyć z nami atmosferę i być po to, żeby porozmawiać. Nam zależało na tym, żeby nie tworzyć jakiejś osobnej zony i to też jest charakterystyczne dla tych projektów naszych, które wszystkie mają gdzieś w swoich celach strategicznych włączanie do kultury, dlatego że czy to są dzieci na podwórkach, nigdy nie mówiliśmy, chociaż wybieraliśmy często takie miejsca, gdzie wiedzieliśmy, że mogą do nas trafić dzieci, których akurat rodzice nigdzie nie przyprowadzą, czy które raczej, jeżeli te zajęcia będą dalej, to nie wezmą w nich udziału, ale my nigdy tego nie komunikujemy jakoś mocno. To jest dla wszystkich dzieci, to jest nasza intencja, że wiemy, gdzie się umieścić z tym projektem, żeby dotrzeć do takich dzieci, na których z różnych względów bardzo nam zależy, ale nigdy tego nie komunikujemy. Była taka pokusa, kiedy się zastanawialiśmy, jak budować fundrising przy tym projekcie, że być może łatwiej jest pokazując problemy czy mówiąc o smutnych dzieciach, czy dzieciach w złej sytuacji, ale chcieliśmy tego uniknąć, bo nie chcemy stygmatyzować. Tak samo w Łączą nas góry nie chcieliśmy tworzyć znowu osobnej zony, gdzie osoby niepełnosprawne będą same, chcieliśmy, żeby to było wspólne i kluczem jest właśnie robienie tego wszystkiego razem, dlatego też zachęcamy wolontariuszy, żeby jeździli z dziećmi, no i wtedy ich dzieci też się uczą, że po prostu tak jest na świecie, ludzie są różni, nie trzeba się tego bać, warto zobaczyć, że często to są ludzie dużo bardziej pozytywnie nastawieni do życia pomimo tych różnych przeżyć od nas, więc warto pojechać, naprawdę serdecznie pana zapraszam z nami na wycieczkę, każda jest inna, no po prostu tak jak ludzie, którzy w niej uczestniczą. 

MN: Dziękuję za zaproszenie, myślę sobie, że dla naszych słuchaczy i słuchaczek to ważne, że jak będziecie państwo myśleć o Wrocławiu czy gdzieś Sudety, to warto odwiedzić stronę Fundacji Ładne Historie, zobaczyć kalendarz, a nuż widelec będzie pasował i będzie można przeżyć ciekawą rzecz. Pani Mario, ja sobie też myślę tak, no bo wyczuwam w głosie niesamowitą energię i niesamowitą motywację do działania i faktycznie te rzeczy, o których pani opowiada są imponujące. I skala, i też jakby takie bardzo skrojone na potrzeby, oparte na słuchaniu jakby projekty, które są realną odpowiedzią na realne potrzeby, problemy, wyzwania społeczności, w której państwo funkcjonujecie. Ale myślę sobie też tak, no bo z doświadczenia animator, animatorka kultury ma takie rzeczy, które są dla niej najważniejsze. I teraz jest pytanie, co panią jakby, dla pani w tej pracy fundacyjnej, w pracy jako animatorki kultury jest najważniejsze i co jest najtrudniejsze w takiej codziennej pracy, co jest największym wyzwaniem i źródłem największej radości, co nadaje sens pani pracy?

MZ: Najważniejsza jest empatia, to jest jakby absolutnie coś, na czym, i myślę, że tak się dobraliśmy chyba w fundacji, że to jest no coś, czym się mocno kierujemy wobec naszych odbiorców, ale wobec siebie też nawzajem. Jak na dość mały zespół robimy bardzo dużo rzeczy i to nie jest łatwe. Teraz mamy kumulację, jesteśmy przed wybuchem sezonu w Świdnicy, w górach, a na Placu Grunwaldzkim właśnie trwa święto osiedla, które ma finał czwartego czerwca. Więc wydaje mi się, że ta empatia jest kluczem i dla mnie osobiście też jest taką najważniejszą wytyczną w tym, co robimy. Najtrudniejsze jest funkcjonowanie w tej, zapewnienie trwałości tego, co robimy w tej trudnej rzeczywistości trzeciego sektora, który w Polsce dopiero się stabilizuje, buduje, nie wiem, czy stabilizuje to jeszcze, no myślę, że jeszcze jest przed nami długa droga, a jednocześnie mamy na pokładzie ludzi i też wkładamy mnóstwo pracy, nie chcielibyśmy, żeby ona poszła na marne, chcielibyśmy, żeby te rezultaty były trwały, żeby projekty mogły być z roku na roku kontynuowane, żeby mogły rosnąć czy rozwijać się z naszymi odbiorcami. I jest to też tutaj od razu odpowiedzialność za odbiorców, którym coś pokazaliśmy, których do czegoś zaprosiliśmy, nie chcemy ich nagle zostawić, bo coś nie wyjdzie, bo przyjdzie jakiś kryzys, bo nie będzie pieniędzy, bo będziemy zbyt zmęczeni czy wypaleni, więc nie jest to na pewno łatwa droga, którą sobie wybraliśmy, ale też daje nam mnóstwo satysfakcji.

MN: Już na koniec, tak sobie myślę, że właśnie przez wiele lat pracy z ludźmi, też takie i pani osobiste doświadczenie, czy są jakieś takie momenty, które pani szczególnie zapadły w pamięć i kiedy ma pani, nie wiem, jakiś kryzys albo czuje, że już jest na granicy wytrzymałości, przy czym wraca pani myślami do tego doświadczenia i myśli sobie: okej, jakby to było, to było, to było ważne i jest ważne, i to daje pani energię do dalszego działania, takie jakieś doświadczenia, którymi mogłaby się pani z nami podzielić na przykład?

MZ: Jest dużo takich w każdym projekcie, ale pamiętam taki moment chyba dwa lata temu, kiedy sama chodziłam na wszystkie podwórka w Świdnicy, a teraz już tylko przyjeżdżam czasem, bo po prostu w wielu miejscach się dużo dzieje. I tak przyjechałam któregoś dnia na zajęcia, mieliśmy na osiedle Zarzecze w Świdnicy wtedy, usiadłam sobie pośrodku, rozejrzałam się wokół, zobaczyłam te wszystkie dzieci, które akurat część miała zajęcia tańca, a młodsze dzieci coś robiły na chuście animacyjnej, zobaczyłam tych wszystkich rodziców rozmawiających ze sobą, nasze animatorki i tak sobie pomyślałam, że to jest taka przestrzeń, że stworzyliśmy tam taką przestrzeń, że po prostu właśnie tak to sobie gdzieś kiedyś wymarzyliśmy. Że to nie jest fizyczna przestrzeń, ale to jest taka przestrzeń, w której ludzie się po prostu dobrze czują, ciągną do niej, czują się u siebie, mogą się rozwijać i to jest taki moment, który sobie często przypominam, tak mi mocno zapadł w pamięć, że tak poczułam, że to naprawdę nam wyszło.

MN: Jakie teraz wyzwania przed fundacją, znaczy już mówiła trochę pani o tym, że jakby startujecie z przytupem z programem, ale czy coś jeszcze jest takiego, przed czym państwo stoicie jako fundacja, że moglibyśmy życzyć państwu sukcesów i trzymać kciuki, jakieś takie wąskie gardła albo wyzwania w państwa pracy?

MZ: No mamy w tym roku pięciolecie, jesteśmy w takim momencie, który daliśmy sobie, żeby wrócić do tego, co sobie zapisaliśmy na początku w trochę innej konfiguracji, trochę dopiero marząc, a nie wiedząc jeszcze, co nas spotka, więc jesteśmy w takim procesie rozmawiania teraz o naszej misji, o naszych wartościach i o tym, co będzie dalej. Jest to szalenie ciekawe, ale nie jest też łatwe. Fundację tworzy już w tej chwili dużo osób, więc to jest taki proces bardzo ciekawy dla mnie, który jest też wyzwaniem dużym, a czego nam można życzyć? Chyba tego, żeby dalej nasze marzenia się mogły spełniać tak, jak do tej pory i też mam nadzieję i mam takie poczucie, że nie tylko nasze, że trochę to jest takie narzędzie, fundację traktujemy jako takie narzędzie do spełniania marzeń i w tym wszystkim bardzo nam kultura pomaga właśnie. 

MN: Bardzo dziękuję. To życzymy w takim razie siły i takiej energii, i mądrej drogi do tego, żeby te marzenia osiągać i je realizować, i patrzeć na kulturę nieprzerwanie jako narzędzie, które pomaga budować relacje, tkać więzi, tworzyć wspólnotę. Bardzo pani dziękuję za rozmowę, za pani czas i za podzielenie się swoim doświadczeniem.

MZ: Zapraszam na Dolny Śląsk, do Świdnicy, do Wrocławia, no i przede wszystkim w góry.

MN: My też pod tym apelem się podpisujemy, góry zawsze warto odwiedzać. Bardzo dziękuję pani Mario. Dziękuję państwu za to, że byliście z nami. Zapraszam serdecznie do słuchania kolejnych odcinków „Słuchając drogi”, podcastów Centrum Myśli Jana Pawła II. Do usłyszenia.